Zobacz rozwiązanie zadania: Kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do Odysei i innych utworów literackich. Kochamy drugą osobę czy własne..
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2020-04-20 06:54:41 Ostatnio edytowany przez marcinopi (2020-04-20 06:59:55) marcinopi Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-04-20 Posty: 1 Temat: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoJak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwości 2 Odpowiedź przez SaraS 2020-04-20 07:43:48 SaraS Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-02-17 Posty: 987 Wiek: 29 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Ale co Ci w takiej sytuacji można doradzić? To Ty musisz wybrać, czego chcesz. I to teraz, bo najgorsze, co mógłbyś zrobić, to zakładać, że na pewno się uda - bo jeśli nie, to co? Zostawisz ją za kilka lat, kiedy będziesz miał dość starań o dziecko? Zastanów się, co byś zrobił w przypadku najgorszego scenariusza, tzn. jeśli się okaże, że dziecka nie będzie, ale decyzję podejmij już teraz. Lepiej wcześniej niż za kilka lat, po ślubie. I wiesz, ja w kwestii dziecka Ciebie rozumiem - bo sama bardzo nie chcę mieć dziecka, więc gdyby sytuacja była odwrotna i związek z moim partnerem miał oznaczać dla mnie zajście w ciążę, nie zdecydowałabym się na to. Rozumiem zatem, że jest to na tyle ważne, że może przekreślić związek. Natomiast zupełnie nie rozumiem tego, że przeszkadza Ci fakt, że Twoja dziewczyna bierze leki, że przeraża Cię, że ma takie problemy itd. Mój partner jest poważnie chory, leków używa kilkunastu, ale w gorszych okresach tabletki liczyło się w dziesiątkach. Co w tym miałoby mi przeszkadzać? Oczywiście, że wolałabym, żeby był zdrowy, ale wyłącznie ze względu na obawy o jego życie. A z Twojego posta wyłazi trochę takie porównywanie: "tyle tabletek i to przed 30-tką, takie już problemy, a żony kumpli to po paru miesiącach w ciążę zachodziły, a na męskim forum to w ogóle bezproblemowych młodszych kazali szukać". Wybacz, ale to nie brzmi na żadną miłość z Twojej strony. Aby na pewno zaakceptowałeś fakt, że Twoja dziewczyna ma problemy zdrowotne? Czy po prostu machnąłeś na to ręką, bo po miesiącu znajomości konsekwencje wydawały Ci się zbyt odległe i mało istotne? 3 Odpowiedź przez feniks35 2020-04-20 07:46:53 feniks35 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-06 Posty: 4,151 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko marcinopi napisał/a:Jak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwościWitaj. Jestem taka kobieta z "defektem". Jak czytam Twojego posta to Bogu tymbardziej dziekuje za swojego meza, ktory sie meczy z ta wybrakowana (w Twojej opinii) kobieta juz 18 lat. Tyle ze on nie odczuwa tegi jako meczenie sie czy poświęcenie. Dla niego jestem tak samo wartosciowa z dziecmi czy bez, czuje i widze to mimo uplywu lat. Dzieci nie mamy owszem ale sa inne drogi, np adopcja a nawet jesli sie nie uda to mamy wciaz siebie, rozumiemy sie i akceptujemy swoje slabosci i schorzenia, mowiac krotko kochamy do milosci jak dla mnie nie dorosles ani z ta ani z zadna inna kobieta. Ta to wogole zostaw od razu i nie zawracaj jej glowy bo skoro patrzysz na nia juz teraz jak na wybrakowana to bedzie tylko gorzej. Z innymi jednak tez kiepsko rokujesz bo jestes facetem ktory uczucia wiaze z korzysciami i bezproblemowoscia. Ona ma duzo dawac od siebie, byc mloda, silna i zdrowa. Innymi slowy dobra klacz rozplodowa. Ma rodzic zdrowe, rumiane dzieci i sama nie chorowac. Wszystko pieknie ladnie ale nawet taka zdrowa i mloda moze urodzic Ci chore dziecko niestety albo sama zapasc na ciezka chorobe (wiele chorob autoimmunologicznych objawia sie wlasnie najczesciej miedzy 30 a 40 rokiem zycia). Nie trzeba byc jasnowidzem zeby widziec ze facet Twojego pokroju w takiej sytuacji gdy "wytypowana" zona urodzi mu dziecko z wadami albo sama zachoruje np na stwardnienie rozsiane spierdzieli w podskokach w imie zasady "milosc miloscia ale trzeba myslec zdroworozsadkowo" i conajwyzej te marne alimenty zostawi, albo i nie. Tak czy siak ta obecna dziewczyne zostaw. Ona naprawde zasluguje na kogos dla kogo bedzie spelnieniem marzen a nie wybrakowana promocja. 4 Odpowiedź przez Lady Loka 2020-04-20 07:47:01 Lady Loka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zawód: Ciasteczkowa Morderczyni Zarejestrowany: 2016-08-01 Posty: 17,031 Wiek: w sam raz. Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Sorry, ale gdybyś ją kochał, to nie rozważałbyś wymienienia jej na młodszy i lepszy model tylko dlatego, że potencjalnie mogą być jakieś problemy. Chcesz mieć żonę czy chcesz się kolegom pokazać, że jesteś taki jak oni?Wiesz, że kobiety bez żadnych "defektów" czasami latami mają problem z zajściem w ciążę? Wiesz, że kobieta może być zdrowa, a facet ma słabe nasienie i też nie będzie z tego ciąży?To jest loteria. Jedni mają ciążę po pierwszym miesiącu starań, inni po 5 latach, a inni takim podejściem to postaw na rozsądek i daj tej dziewczynie spokój, bo może znajdzie sobie kogoś, dla kogo nie będzie defektem. Przed napisaniem odpowiedzi skonsultuj się z lekarzem lub zawieszone. 5 Odpowiedź przez Rising_Sun 2020-04-20 08:16:17 Rising_Sun Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-09-09 Posty: 994 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoMarcin, a skąd pewność że Ty jesteś płodny? Badałeś się? 6 Odpowiedź przez 2020-04-20 08:41:14 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-08-10 Posty: 2,874 Wiek: 29 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Musisz wybrac to co jest dla Ciebie najwazniejsze. 'To go back, you must go through yourself, and that way no man can show another.' 7 Odpowiedź przez Salomonka 2020-04-20 08:55:16 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-04-20 08:56:08) Salomonka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-06-10 Posty: 3,926 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoA twoja dziewczyna wie, jakie dylematy tobą targają? Wie?, czy prowadzisz podwójną grę. Wobec niej udajesz uczciwego, zakochanego, robiącego z nią plany na przyszlość, a w tajemnicy przed nią zastanawiasz się, czy to odpowiednia kandydatka na żonę, bo ktoś ci powiedział, ze lepiej ją wymienić na inny model? 8 Odpowiedź przez Nathan 2020-04-20 10:28:12 Ostatnio edytowany przez Nathan (2020-04-20 10:32:16) Nathan Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-03-05 Posty: 415 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Za dużo się naczytałeś głupot w się nie za zalety, tylko pomimo się naprawdę kochacie to z jej problemami poradzicie sobie przecież inne możliwości - adopcja czy surogatka...Inna sprawa że Twoje rozważania o wymianie dziewczyny na inny model - bez defektu - nie świadczą o Tobie zbyt dobrze. 9 Odpowiedź przez paslawek 2020-04-20 11:19:51 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-20 11:20:39) paslawek Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-03-18 Posty: 13,318 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Nathan napisał/a:Za dużo się naczytałeś głupot w się nie za zalety, tylko pomimo się naprawdę kochacie to z jej problemami poradzicie sobie przecież inne możliwości - adopcja czy surogatka...Inna sprawa że Twoje rozważania o wymianie dziewczyny na inny model - bez defektu - nie świadczą o Tobie zbyt przeczytaniu postu Autora wydaje się że nie jest on jeszcze gotowy do bycia ojcem i z tą dziewczyną i nie z jego postawą na tym to nie jest punkt do odhaczenia z desperacją za wszelką cenę,pod jakąś presją, kosztem swojego cierpienia i cierpienia drugiego inne możliwości,metody zostania rodzicem i rodzicami .Marcinopi nie zaakceptowałeś wcale dziewczyny, być może tylko to deklarujesz i prawdopodobnie chcesz wierzyć, przekonać się że powinieneś,akceptacja to proces wymaga uwagi ,troski,spokoju w doświadczaniu mimo wahań i pomimo wątpliwościw rozwoju więzi potrzeba swobody,dobrowolności, bardzo trudne - najtrudniejsze bo to właśnie dojrzewanie samo szukasz już alibi i zgrabnych wymówek do odejścia takie mam wrażenie, jak nie jesteś w stanie się pogodzić,szukać innych sposobów i rozwiązań z obecną partnerką ,przerasta Cię to, a może Ciebie to przerastać ma prawo- nie udawaj bohatera, nie szukaj winy w niej po prostu odejdź, nie szukaj po za sobą usprawiedliwień dla tego że ona Ci nie odpowiada, widzisz jej braki i nie dajesz sobie z tym rady nie oszukuj siebie i dziewczyny. Zostając z nią oboje stale możecie cierpieć na raty przez lata a tak jedno cięcie - dziewczyna jak mądra poradzi sobie z rozstaniem. "Cichociemny na paralotni" 10 Odpowiedź przez kao_makao 2020-04-20 12:36:04 kao_makao Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-12-10 Posty: 748 Wiek: 1A Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Rising_Sun napisał/a:Marcin, a skąd pewność że Ty jesteś płodny? Badałeś się?No ale po co. Przecież to kobieta jest zawsze winna. 11 Odpowiedź przez XKasandraX 2020-04-20 13:12:25 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-04-20 13:14:32) XKasandraX Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zawód: Własna działalność Zarejestrowany: 2020-04-19 Posty: 52 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko A jakby było dziecko upośledzone to byś ją zostawił. tak robi prawie 100% facetów. Ale co do twoich tekstów nie powinieneś mieć nikogo. obraźliwa treść tu była reklama kanału na YouTube 12 Odpowiedź przez Nathan 2020-04-20 13:44:52 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-04-22 23:19:57) Nathan Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-03-05 Posty: 415 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko XKasandraX napisał/a:A jakby było dziecko upośledzone to byś ją zostawił. tak robi prawie 100% poproszę jakieś dane potwierdzające tezę. [edycja moderatorska] 13 Odpowiedź przez cataga 2020-04-20 13:45:53 cataga Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-05-27 Posty: 844 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckodaj jej spokoj, szkoda jej dla ciebie. A ta wymarzona klacz rozplòdowa moze się rozchorowac, mozecie miec chore dziecko, moze miec problem z donoszeniem, ty mozesz miec slabą jakość nasienia i nie moc jej zaplodnic, mozesz wpasc pod samochod i zostac sparalizowany, wpaśc pod auto.. Po co jej taki problemowy facet, ktory przeciez sie nie badał, a jak nie masz1 odpowiedniego nasienia, to przeciez powinna cię zostawic? Ba , nawet po kilkunastu latach moze ci sie coś stac, ja bym na jej miejscu nie ryzykowala miżliwości opiekowania się facetem, ktory po kilku latach moze miec impotencję, niesprawne nogi, zachorować na SM czy schizofrenię... Na jej miejscu nie ryzykowałabym absolutnie. Jestes typem, ktory ma zadatki, by w razie jakichkolwiek problemow z nieidealnym dzieckiem zawinąc d. w troki i zniknąć z zycia dziecka i matki... 14 Odpowiedź przez truskaweczka19 2020-04-20 23:13:40 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2020-04-20 23:16:18) truskaweczka19 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-02-21 Posty: 17,177 Wiek: 26 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Po miesiącu jej problemy hormonalne Ci nie przeszkadzały, a teraz Ci przeszkadzają? No albo bierzesz drugą osobę taką jest czy zdrową czy chorobą albo nie. To nie jest jej wina, więc jeżeli nie będziesz umiał się pogodzić z ewentualnym brakiem dzieci, to lepiej się z nią rozstań teraz. To czy ona może mieć dzieci czy nie to nie jest żaden wyznacznik wartości kobiety. Dlatego lepiej zerwij z nią wcześniej, żeby nie cierpiała, bo tak jak piszę to nie jej wina. Może sobie znaleźć faceta, który będzie ją kochał, a przy tym kwestia posiadania dzieci nie będzie najważniejsza. Wiele kobiet teraz ma problemy hormonalne. No a tak szczerze mówiąc to równie dobrze Ty możesz być niepłodny i o tym nie wiedzieć. No albo trafić na kobietę zdrową, która w ciażę i tak zajść nie może, bo to nie zawsze jest takie proste nawet jak partnerzy są zdrowi. To jest Twoja decyzja, ale na przyszłość wiedz czego chcesz, co akceptujesz, a co nie. Ja też chcę mieć dzieci, ale to nie jest mój sens życia. Też mam problemy hormonalne. Wiesz różnie się życie układa i nie ma co nad tym myśleć. Moim zdaniem bardziej szczęśliwa jest osoba, która nie myśli według schematów dom - dziecko, tylko osoba która jest bardziej elastyczna, po prostu patrzy na drugą osobę jak na człowieka a nie kobietę, która musi urodzić jego dziecko. W życiu i tak wszystkiego nie zaplanujesz choćbyś chciał. "Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła"Wisława Szymborska 15 Odpowiedź przez SzczęśćBożę 2020-04-20 23:24:31 Ostatnio edytowany przez SzczęśćBożę (2020-04-20 23:24:51) SzczęśćBożę Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-11-30 Posty: 226 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko To żeście na chłopaki weszli....Jaki to zły facet, że chce zdrowe dzieci...ulalal. Gość narazie nie ma żadnych zobowiązań, więc szuka najlepszej opcji w końcu to jego, życie...A co do tego "okrutnego " zachowania i tego, że powinien ją traktować i kochać bezwarunkowo, to polecam poczytać o tym jak to kobiety "bezpłodne" traktują adoptowane dzieci, kiedy to jakimś cudem uda im się potem zajść w ciążę ze swoim dzieckiem...jeden wielki DRAMAT. 16 Odpowiedź przez Salomonka 2020-04-20 23:35:30 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-04-20 23:36:43) Salomonka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-06-10 Posty: 3,926 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko SzczęśćBożę napisał/a:To żeście na chłopaki weszli....Jaki to zły facet, że chce zdrowe dzieci...ulalal. Gość narazie nie ma żadnych zobowiązań, więc szuka najlepszej opcji w końcu to jego, życie...A co do tego "okrutnego " zachowania i tego, że powinien ją traktować i kochać bezwarunkowo, to polecam poczytać o tym jak to kobiety "bezpłodne" traktują adoptowane dzieci, kiedy to jakimś cudem uda im się potem zajść w ciążę ze swoim dzieckiem...jeden wielki prawda nie mam wielkiego doświadczenia z adoptowanymi dziećmi, bo tylko jedno nieswoje wychowywałam przez jakieś sześć lat do jego dorosłości, ale mam w rodzinie kobietę, która adoptowała z męzem dziecko czteroletnie, a dwa lata później urodziła własne. Dla niej twój post byłby potwarzą, bo wychowała po prostu dwóch chłopców - synów. Nie wiem, skąd ty bierzesz te informacje i cytujesz je jak prawdy objawione? Masz jakiekolwiek doświadczenie własne w tym temacie, czy tylko zmyslasz na podstawie tego, co przeczytasz w necie? Daruj sobie, bo krzywdzisz naprawdę wartosciowych ludzi którzy chcą i mogą adoptowac dzieci!! Jeśli ludzie naprawdę chcą być rodzicami, to jeśli po adopcji doczekaja sie własnego tylko ich dodatkowo uszczęsliwia. Resztę naprawde zostaw, bo nie wiesz o czym mówisz. 17 Odpowiedź przez SzczęśćBożę 2020-04-20 23:45:38 Ostatnio edytowany przez SzczęśćBożę (2020-04-20 23:46:21) SzczęśćBożę Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-11-30 Posty: 226 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Salomonka napisał/a:SzczęśćBożę napisał/a:To żeście na chłopaki weszli....Jaki to zły facet, że chce zdrowe dzieci...ulalal. Gość narazie nie ma żadnych zobowiązań, więc szuka najlepszej opcji w końcu to jego, życie...A co do tego "okrutnego " zachowania i tego, że powinien ją traktować i kochać bezwarunkowo, to polecam poczytać o tym jak to kobiety "bezpłodne" traktują adoptowane dzieci, kiedy to jakimś cudem uda im się potem zajść w ciążę ze swoim dzieckiem...jeden wielki prawda nie mam wielkiego doświadczenia z adoptowanymi dziećmi, bo tylko jedno nieswoje wychowywałam przez jakieś sześć lat do jego dorosłości, ale mam w rodzinie kobietę, która adoptowała z męzem dziecko czteroletnie, a dwa lata później urodziła własne. Dla niej twój post byłby potwarzą, bo wychowała po prostu dwóch chłopców - synów. Nie wiem, skąd ty bierzesz te informacje i cytujesz je jak prawdy objawione? Masz jakiekolwiek doświadczenie własne w tym temacie, czy tylko zmyslasz na podstawie tego, co przeczytasz w necie? Daruj sobie, bo krzywdzisz naprawdę wartosciowych ludzi którzy chcą i mogą adoptowac dzieci!! Jeśli ludzie naprawdę chcą być rodzicami, to jeśli po adopcji doczekaja sie własnego tylko ich dodatkowo uszczęsliwia. Resztę naprawde zostaw, bo nie wiesz o czym to z pewnością moja wina....Piszę tu o konkretnym przypadku, gdzie kobiety są "oficjalnie bezpłodne"!!!!! adoptują dzieci, po czym rodzą im sie jakimś cudem własne. Nie ja to wymyśliłem, tylko opieram sie na opinii osoby, któa zajmowała i zajmuje sie procesem takich sytuacjach mężowie najczęściej zachowują zimną krew, u pań często instykt bierze góre i to, że jednak dziecko własne to własne geny. Czesto adoptowane dzieci są zaniedbywane, spychane na drugi tor, a zdarzały sie również przypadki, gdzie panie nalegały na oddanie dziecka. 18 Odpowiedź przez Pikupik2019 2020-04-21 22:43:28 Pikupik2019 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-09-30 Posty: 404 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko marcinopi napisał/a:Jak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwościPCOS nie wyklucza ciąży. Owszem powoduje trudności ale są kliniki wyspecjalizowane w tym problemie, istnieje także adopcja lub in vitro - wszystko zależy oczywiście od twoich poglądów bo nie każdy godzi się na tego typu co jest dla ciebie ważne należy oczywiście do ciebie ale chciałabym cię tylko przestrzec przed takim precyzyjnym określaniem kolejnych punktów w życiorysie, bo możesz się grubo zdziwić jakie życie potrafi być przewrotne. Planując tak dokładnie co, kiedy i jak możesz mieć trudności z godzeniem się z rzeczywistością a tu szybka droga do tym jesteście razem rok. To wcale nie tak długo... jeśli już teraz widzisz "defekty" to nie koniecznie musi być ta jedyna. W pierwszym roku to się raczej partnera widzi wręcz w zbyt różowych barwach... 19 Odpowiedź przez Kwiatuszek1900 2020-04-22 00:05:53 Kwiatuszek1900 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-04-19 Posty: 46 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoSzczerze jej współczuję. Serio daj jej spokój już teraz. A o miłości to Ty chyba nie masz pojęcia. 20 Odpowiedź przez ErJt 2020-04-22 06:46:50 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-04-22 23:14:35) ErJt Gość Netkobiet Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoBiedna dziewczyna. [treść obraźliwa] Zostaw ja dla kogos kto na nia zasłuży. 21 Odpowiedź przez Gitta 2020-04-22 09:14:53 Gitta Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-03-28 Posty: 214 Wiek: 32 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoPotem zakłada się tematy: „po urodzeniu dziecka mąż/żona przestaje mnie zauważać”. 22 Odpowiedź przez bagienni_k 2020-04-22 10:47:36 bagienni_k Net-facet Nieaktywny Zawód: wolny Zarejestrowany: 2019-07-11 Posty: 16,467 Wiek: 35 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Dziewczyna znalazła się w ciężkiej sytuacji, bo raczej nie trafiła na partnera, który może się okazać wartościowym facetem i dobrym ojcem. Autor oczekuje, że ma być wręcz zaprogramowana na rodzenie dzieci w tym konkretnym wieku, wywiera na nią ciężką presję, przez co dziewczyna czuje się osaczona i jednak na wątek, gdzie kobieta zacznie narzekać, że facet nie chce mieć dzieci, przynajmniej do pewnego czasu...Oj posypią się na niego gromy..:) "Będziesz stale cierpiał, jeśli będziesz reagował emocjonalnie na wszystko(...), prawdziwa siła zawiera się w obserwowaniu wszystkiego z boku, ze spokojem i logiką" - Bruce Lee" Wybierz optymizm - poczujesz się lepiej!" - Dalajlama"Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu!" - Konfucjusz 23 Odpowiedź przez paslawek 2020-04-22 11:37:31 paslawek Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-03-18 Posty: 13,318 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko bagienni_k napisał/a:Dziewczyna znalazła się w ciężkiej sytuacji, bo raczej nie trafiła na partnera, który może się okazać wartościowym facetem i dobrym ojcem. Autor oczekuje, że ma być wręcz zaprogramowana na rodzenie dzieci w tym konkretnym wieku, wywiera na nią ciężką presję, przez co dziewczyna czuje się osaczona i jednak na wątek, gdzie kobieta zacznie narzekać, że facet nie chce mieć dzieci, przynajmniej do pewnego czasu...Oj posypią się na niego gromy..:)Przecież są takie wątki na forum "obupłciowe" że tak że tutaj oboje chcą mieć dzieci tak z grubsza i w przyszłości, a jedno nie wiadomo czy może je mieć, a na pewno może mieć z tym problem jeżeli chodzi o zajście w w tym wątku nie polega na chcieć - nie chcieć ,tylko bardziej na móc- nie móc potencjalnie i jak z tym dać radę, czekać czy rozstać się,czy może odpuścić. "Cichociemny na paralotni" 24 Odpowiedź przez JaJakoJa 2020-04-22 21:59:21 JaJakoJa Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-07-26 Posty: 532 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Autorze, odpuść sobie czytanie tych pełnych jadu postów. Faktem jest, że nie ma ważniejszej rzeczy w związku niż dzieci, nawet dopasowanie seksualne schodzi w tym przypadku na drugi plan. Musisz wiec sobie przemyśleć, co jest dla Ciebie ważniejsze: związek z tą konkretną kobietą czy rodzina z dziećmi. I, jeśli potrafisz, wczuć się w samego siebie za lat pięć, dziesięć. "Tolerancja represywna to uzasadnienie dominacji niewielkiej, świadomej swoich celów i dobrze zorganizowanej mniejszości nad rozbitym, upokorzonym, nie potrafiącym bronić własnego systemu wartości społeczeństwem".Ideolog Nowej Lewicy, niemiecki komunista Herbert Marcuse. 25 Odpowiedź przez Olinka 2020-04-22 23:42:18 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Jeśli już teraz masz wątpliwości, to wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby one z czasem stały się mniejsze. Co prawda to niewiedza może wywoływać największy niepokój, ale moim zdaniem Ty po prostu nie jesteś gotowy na zmierzenie się z tą sytuacją, bo co jeśli jednak okaże się, że pojawią się problemy z zajściem w ciążę albo ciąża będzie zagrożona? Notabene takie komplikacje zawsze należy brać pod uwagę, bo pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie masz prawo do dokonywania własnych wyborów i ustalania własnych priorytetów, ale w tym przypadku przynajmniej nie nadużywałabym słowa miłość. Choroba nie jest wyborem, a Ty chcesz dziewczynę ukarać za coś, na co nie ma żadnego wpływu. Rozumiem, gdyby o siebie nie dbała, nie zwracała uwagi na stan swojego zdrowia - wtedy sama miałabym obawy przez związaniem życia z taką osobą, ale tak przecież nie jest, co wyraźnie zaznaczyłeś. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 26 Odpowiedź przez promemoria 2020-04-23 20:54:16 promemoria Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zawód: tralalala Zarejestrowany: 2010-09-09 Posty: 180 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoWydaje mi się, że nie kochasz tej kobiety. Na pewno nie tak, jakby na to zasługiwała. Kochasz tylko swoje wyobrażenie przyszłości, tylko idealny obraz siebie jako ojca... Kobieta nie jest maszyną do rodzenia dzieci... Zastanów się jak widzisz swoją przyszłość. Czy wyobrażasz sobie siebie np za 5 lat bez Niej u boku? Czy potrafisz kochać Ją i być z Nią za cenę bezdzietności? 27 Odpowiedź przez ulle 2020-04-23 21:13:47 ulle Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-11-21 Posty: 2,637 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoAutorze, jeśli pragniesz mieć dzieci w przyszłości i żeby ich pojawienie się odbyło się w miarę spokojnie, czyli jak u zdecydowanej większości kobiet, to powinieneś zakończyć związek ze swoją dziewczyną. Odpowiadam Ci rzeczowo bez oceniania ciebie. Przyszedłeś tu po radę. Na męskim forum radzono ci, żebys zostawił te dziewczynę, bo tak będzie praktyczniej. Ja też tak ci chce cie oceniać, nie chce wyrażać swojej opinii na Twój temat ani wchodzić w analizę twojego zaangażowania uczuciowego w ten związek. Pytasz o coś konkretnie, ja konkretnie i na temat odpowiadam. 28 Odpowiedź przez Madziula26 2020-04-24 11:16:01 Madziula26 Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-04-07 Posty: 11 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoO dawna wiesz o jej problemie zdrowotnym? rozumiem Twoje obawy. Mam przyjaciółki z tą chorobą. Jedna ma nawet dodatkowo endometriozę. Sama przez tarczycę leczę się u endokrynologa, który pomaga też przy kłopotach z płodnością. Grunt to w takich sytuacjach znaleźć dobrego lekarza, mieć odpowiednie leczenie i prowadzić zdrowy tryb życia. Moje koleżanki leczą się i dzięki temu mają coraz lepsze wyniki, mniejsze objawy. Dodatkowo pcos to nie wyrok. Rozmawiałam na poczekalni do endokrynologa z dziewczyną, która długo bezskutecznie starała się o dziecko, badania wykazały, że to pcos. Wdrożyła leczenie i po 3 miesiącach była już w ciąży, teraz ma już 2 letnie dziecko i jest w ciąży z drugim więc to na serio nie wyrok. Za to moja koleżanka nie ma żadnych problemów zdrowotnych, 2 lata temu wyszła za mąż. Po 2 latach starań przebadali się. Okazało się, że to jej mąż jest bezpłodny, o czym wcześniej nie wiedział. I co teraz? A no nic. Nie zostawi go przez to, bo go kocha. Rozważają adopcję. Druga koleżanka z pcos właśnie za kilka miesięcy ma ślub, je partnerowi choroba nie przeszkadza. Dlatego zastanów się, czy serio ją kochasz. Co by było, gdyby na skutek wypadku któreś z Was wylądowało na wózku, stało się bezpłodne? Albo gdyby urodziło się chore dziecko? Życie nie zawsze jest kolorowe i trzeba być gotowym na różne ewentualności. 29 Odpowiedź przez rossanka 2020-04-24 17:46:30 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-04-24 17:49:59) rossanka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-07-29 Posty: 13,723 Wiek: 59 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko marcinopi napisał/a:Jak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwościTo zależy, jak Ci zależy na Twojej narzeczonej i możesz się pogodzić z tym, że nigdy nie zostaniesz ojcem, to zostań z nią. Jak bardzo chcesz zostać ojcem szukaj zdrowej. Młodszej. Ale niekoniecznie, bo czasem i 22 latka ma już kłopoty z płodności, albo choroby, których wynikiem nie będzie miała dzieci nigdy ani za rok ani za 10. Także szukaj zdrowej, wtedy pewność na dziecko będzie bliska 100%. Ale pewności nigdy nie ma. Acha i sam też się przebadaj. 30 Odpowiedź przez ulle 2020-04-24 20:50:48 ulle Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-11-21 Posty: 2,637 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoTak sobie jeszcze pomyślałam o problemie autora i doszłam do wniosku, że tak naprawdę ma chłopak rację szukając za i przeciw jego związkowi. My też wszyscy robimy takie analizy czy to na wejściu, czy na wyjściu ze związku. Największym priorytetem autora jest fakt posiadania dziecka kiedyś w przyszłości. Chciałby też na pewno mieć kobiete, która po prostu zajdzie i wszystko będzie przebiegało normalnie. Zdrowe dziecko jest dla rodzica największym skarbem. Javutorowi wcale się dziwię, że ma takie obawy. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Jak zdefiniować miłość? Czym jest odpowiedzialność? Czy jedno łączy się i spotyka na drodze z drugim? Czas na duchowe uzdrowienie!
(uważam przewodnik dobry dla wierzącego i ateisty, bez względu na światopogląd – ateista wykropkuje słowa Bóg, Jezus, etc) "Ks. Dziewiecki: 6 mitów na temat miłości. Nic tak nie rozczarowuje, jak pomylenie miłości z jej karykaturami". Autor: Ks. dr Marek Dziewiecki Doktor psychologii, od 1988 wykładowca psychologii i pedagogiki w Seminarium Duchownym w Radomiu. Jest autorem książek o wychowaniu, dojrzewaniu do małżeństwa i założenia rodziny, psychologii zdrowia, profilaktyce i terapii uzależnień, a także komunikacji międzyludzkiej. Intuicyjnie czujemy, że miłość to sprawa decydująca o naszym losie i o naszym poczuciu szczęścia. Z drugiej strony coraz częściej spotykamy się z takimi opisami miłości, które są wręcz jej zaprzeczeniem. Nie powinno nas to dziwić, gdyż miłość to wartość nie tylko podstawowa, ale też trudna do zdobycia. Właśnie dlatego istnieje tak wiele jej podróbek czy imitacji, podobnie jak wiele występuje podróbek czy imitacji złota i pereł. Nic tak nie cieszy, jak więzi oparte na miłości, ale też nic tak nie rozczarowuje, jak pomylenie miłości z jej karykaturami. Gdy ktoś twierdzi, że rozczarował się miłością, to nie zdaje sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości rozczarował się jakimś konkretnym człowiekiem, który pomylił miłość z czymś, co miłością i który w konsekwencji nas rozczarował i zranił. Jest też możliwe, że to my pomylimy miłość z niemiłością i boleśnie rozczarujemy samych siebie. Prawdziwa miłość nigdy nie rozczaruje! Przeciwnie, przynosi trwałą radość, jaka bez miłości nie jest możliwa do osiągnięcia. * Celem niniejszej analizy jest syntetyczne opisanie typowych w naszych czasach mitów, jakie krążą na temat miłości. Najczęstsze i najbardziej niebezpieczne z tych mitów to mylenie miłości ze współżyciem seksualnym, z uczuciami, z tolerancją, z akceptacją, z „wolnymi związkami” oraz z naiwnością.* Mit pierwszy: miłość to współżycie seksualne Mit pierwszy wiąże się z przekonaniem, że istotę miłości stanowi współżycie seksualne. Jest to mit wyjątkowo groźny, gdyż mylenie miłości z seksualnością prowadzi do dramatycznych krzywd. Popęd seksualny - jak każdy popęd - jest ślepy i nieobliczalny.* Gdyby istotą miłości było współżycie seksualne, to rodzicom nie wolno byłoby kochać własnych dzieci. Tymczasem nawet w małżeństwie współżycie seksualne jest jedynie epizodem w całym kontekście codziennej czułości i troski o kochaną osobę. We wszystkich innych – poza małżeńską – formach miłości, współżycie seksualne nie tylko nie stanowi istoty miłości, lecz wręcz miłość wyklucza. Narzeczeni kochają siebie nawzajem, jeśli powstrzymują się od współżycia. Podobnie rodzice kochają swoje dzieci, a nauczyciele swoich uczniów wyłącznie wtedy, gdy wykluczają jakiekolwiek formy seksualnego kontaktu z wychowankami. Również przyjaźń między dorosłymi jest przyjaźnią dopóty, dopóki powstrzymują się oni od zachowań seksualnych. Kto myli seksualność z miłością, ten – nie zawsze świadomie – stawia współżycie seksualne na czele hierarchii wartości i z popędu czyni swego bożka, któremu bezwzględnie służy. Taki człowiek dla chwili przyjemności seksualnej gotów jest poświęcić nie tylko sumienie, małżeństwo i rodzinę, ale także swoje zdrowie, a nawet życie. Kto myli seksualność z miłością, ten popada w uzależnienia, a nierzadko popełnia okrutne przestępstwa. Seksualność oderwana od miłości czy postawiona w miejsce miłości staje się dla człowieka przekleństwem, bo prowadzi do przemocy - do gwałtów włącznie, a także do śmierci w postaci chorób wenerycznych czy zabijania nienarodzonych dzieci, które są niechciane, bo poczęte na skutek pożądania zamiast na skutek miłości. Podporządkowanie się seksualności i postawienie jej w miejsce miłości prowadzi do cywilizacji śmierci, podczas gdy kierowanie się miłością prowadzi do cywilizacji życia. Mylić miłość z seksualnością to popełniać błąd tak radykalny, jaki popełnia ten, kto myli błogosławieństwo z przekleństwem czy życie ze śmiercią. Człowiek zniewolony popędem oszukuje samego siebie, a swoje zniewolenie usiłuje zamaskować pozorami miłości. Miłość jest szczytem wolności i odpowiedzialności, a kierowanie się popędem seksualnym, to skrajna forma uzależnienia i braku odpowiedzialności. Kto utożsamia miłość ze współżyciem seksualnym, ten wpada w pułapkę pożądania. Pożądanie pojawia się wtedy, gdy brakuje miłości. Największe problemy z opanowaniem popędu seksualnego i pożądania mają ci, którzy nie kochają. Największą „aspiracją” takich ludzi jest szukanie przyjemności za każdą cenę. Prowadzi to do różnych form nieczystości, a także do uzależnień i demoralizacji. Kto przeżywa radość z tego, że kocha, tego nie interesuje żadna z takich form seksualnej przyjemności, która narusza przyjaźń z Bogiem, szacunek człowieka do samego siebie czy miłość do bliźniego. Miłość nie jest tym samym co seksualność. Jest natomiast tą jedyną siłą, dzięki której człowiek może stać się panem własnych popędów i własnego ciała. To właśnie zdolność powstrzymywania się od współżycia seksualnego jest potwierdzeniem, że dana osoba dorosła do miłości czystej i wiernej, czyli do miłości prawdziwej. Człowiek nieczysty czy niewierny nie jest w stanie kochać.* Również w małżeństwie panowanie nad popędem seksualnym to konieczny warunek zachowania wierności wobec żony czy męża. To także warunek wzajemnego szacunku i poczucia szczęścia. Seksualność małżonków staje się w pełni ludzka i czysta wtedy, gdy wynika z miłości, a nie z popędu czy z pożądania. Przynosi wtedy obydwojgu małżonkom radość i wzruszenie, a nie tylko fizyczną przyjemność. Małżonek, który kocha, nie skupia się na doznaniach fizjologicznych, ale na zachwycie, że może być jednym ciałem i jedną duszą z osobą, którą kocha i przez którą jest kochany. Takie współżycie seksualne to spotkanie dwojga osób, a nie mechaniczne prowokowanie podniecenia.* Im bardziej małżonkowie kochają siebie nawzajem, tym bardziej cieszą się współżyciem seksualnym i tym łatwiej mogą się od niego powstrzymać, na przykład w przypadku choroby, rozłąki czy innych okoliczności. Potrafią bowiem wtedy okazywać sobie miłość na tysiące innych sposobów. Dojrzały człowiek wie, że miłość bez seksualności wystarczy mu do szczęścia, natomiast seksualność bez miłości nie uszczęśliwi nikogo. Mit drugi: miłość to uczucie i zakochanie Drugi z popularnych mitów w odniesieniu do miłości polega na przekonaniu, że miłość jest uczuciem i że to takie „piękne” uczucie. W rzeczywistości kochać to coś nieskończenie więcej niż przeżywać jakieś emocje czy nastroje. Gdyby miłość była uczuciem, to wtedy nie można byłoby jej ślubować, gdyż uczucia są zmienne, zaskakują nas i bywają nieobliczalne. Tymczasem miłość jest trwała, wierna i niezależna od uczuć, jakie przeżywamy tu i teraz. Uczucia są cząstką mnie, są moją własnością, a miłość jest większa ode mnie. Ja w niej uczestniczę, gdy kocham, lecz nie jestem miłością, bo nie jestem Bogiem. Ponadto, uczucia przeżywamy także w kontaktach ze zwierzętami, a nawet w kontaktach z przedmiotami czy w obliczu ważnych dla nas wydarzeń, a zatem wtedy, gdy nie chodzi o miłość, lecz o to, że coś lubimy czy że się czymś cieszymy. Dojrzała miłość to postawa, a nie nastrój. Właśnie dlatego zakochanie nie jest jeszcze miłością. Jest natomiast zauroczeniem emocjonalnym, które samo przychodzi i zwykle samo przemija. Zamienia się w miłość, albo w nicość. A ślepe zakochanie w kimś, kto nie umie kochać, może wręcz prowadzić do dramatycznych zranień i życiowych tragedii. Fałszywe przekonanie o tym, że miłość to uczucie wynika z faktu, że każdy, kto kocha, przeżywa silne uczucia. Nie istnieje miłość bez uczuć! Emocjonalna obojętność wobec drugiej osoby świadczy o tym, że jej nie kochamy. Z faktu jednak, że uczucia zawsze towarzyszą miłości, nie wynika, że miłość jest uczuciem, czy że uczucia stanowią istotę miłości. Gdyby kierować się założeniem, że miłość jest tym, co jej towarzyszy, to równie uprawnione byłoby twierdzenie, że miłość jest wzmożonym wydzielaniem hormonów, podniesionym ciśnieniem krwi, albo rumieńcem na twarzy. Tego typu zjawiska pojawiają się bowiem zwykle wtedy, gdy kochamy. Nie są one jednak miłością. Gdy w słoneczny dzień wychodzę na spacer, wtedy towarzyszy mi mój cień. O ile jednak łatwo odróżnić cień ode mnie, o tyle wielu ludziom sprawia trudność odróżnienie uczuć, które towarzyszą miłości od postawy miłości. Nie jest prawdą przekonanie, że miłość to uczucie, ani też twierdzenie, że gdy kochamy, to przeżywamy jedynie „piękne” uczucia. Prawdą natomiast jest to, że miłości zawsze towarzyszą uczucia, ale bardzo różne: od radości i entuzjazmu do rozgoryczenia, gniewu, żalu, a nawet skrajnie bolesnego cierpienia.* W każdym swoim słowie i czynie Jezus wyrażał swoją miłość, ale tej Jego miłości towarzyszyły przecież bardzo różne przeżycia. Co innego przeżywał Jezus wobec tych, którzy kochali bardziej niż inni, a zupełnie innych przeżyć doświadczał wobec ludzi, którym rozwalał stoły czy przed którymi się bronił. Nasze emocje sygnalizują to, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie z innymi ludźmi. Jeśli kochający rodzice odkrywają, że ich syn jest narkomanem, to przeżywają wtedy dramatyczny niepokój, lęk i wiele innych bolesnych uczuć właśnie dlatego, że kochają. Jeśli z kolei widzą, że drugi syn postępuje szlachetnie, wtedy - kochając – odczuwają wielką radość i wzruszenie. Mylenie miłości z uczuciami sprawia, że to uczucia stają się dla nas kryterium postępowania. Tymczasem uczucia – podobnie jak popędy – bywają nieobliczalne, a kierowanie się nimi prowadzi do życiowych pomyłek i dramatów. Ludzie, którzy naprawdę kierują się miłością, potrafią kochać także tych, wobec których odczuwają emocjonalną niechęć czy którzy wzbudzają ich złość czy bolesne rozgoryczenie.* Bóg jest miłością, a nie uczuciem! Dojrzały człowiek odróżnia miłość od uczuć, które miłości zawsze towarzyszą. Wie, że miłość to świadoma i dobrowolna postawa, a uczucia to tylko jeden ze sposobów przeżywania i okazywania miłości. Miłość to kwestia wolności i daru, a uczucia to kwestia potrzeb i spontaniczności. Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi, a uczucia skupiają nas na naszych własnych przeżyciach i potrzebach. Miłość jest szczytem bezinteresowności i wolności, a więzi oparte na potrzebach emocjonalnych prowadzą do zależności od drugiej osoby i do agresywnej zazdrości o tę osobę. Miłość owocuje pogodą ducha i spokojem, a skupianie się na uczuciach prowadzi do wewnętrznych niepokojów i napięć. To właśnie dlatego „radość” człowieka zakochanego okazuje się niespokojna, a zakochani potrafią ranić się wzajemnie emocjonalnymi szantażami. Miłość prowadzi do budowania więzi, które cieszą zawsze i w każdej sytuacji, a kierowanie się uczuciami - typowe dla ludzi zakochanych - prowadzi do pochopnego wiązania się z kimś, kto nas może skrzywdzić, zamiast nas kochać i wspierać. Mit trzeci: miłość to tolerancja Trzeci z mitów na temat miłości polega na przekonaniu, że kochać znaczy tyle samo co tolerować i że tolerancja to najdojrzalsze oblicze miłości i najbardziej podstawowa forma miłości. W rzeczywistości tolerancja zwykle nie tylko nie jest przejawem miłości, lecz od miłości oddala. Tolerować to bowiem mówić: rób, co chcesz! To nie reagować na to, że ktoś błądzi i krzywdzi samego siebie lub innych ludzi. Tymczasem kochać to mówić: pomogę ci czynić to, co służy twemu rozwojowi i co prowadzi cię do świętości. Tolerancja byłaby racjonalną alternatywą dla miłości, czy wręcz istotą miłości wtedy, gdyby człowiek nigdy nie krzywdził ani samego siebie, ani innych ludzi. Tak będzie prawdopodobnie w niebie, jednak na tej Ziemi kwestią życia lub śmierci jest doświadczenie miłości, a nie ledwie tolerancji. Po grzechu pierworodnym każdy z nas jest duchowo zraniony i to do tego stopnia, że – jak to trafnie wyjaśnia św. Paweł – często czynimy zło, którego nie chcemy, zamiast czynić dobro, którego szczerze pragniemy. W realiach, w jakich obecnie żyjemy, mówić komuś - czyń, co chcesz! - oznacza tyle samo, co mówić - „rób wszystko, co chcesz, gdyż twój los mnie nie interesuje, a twoje cierpienia, jakie sprowadzisz na siebie błędnym postępowaniem, są mi zupełnie obojętne”. Kto myli miłość z tolerancją, ten rezygnuje z racjonalnego myślenia, gdyż wierzy w to, że wszystkie zachowania człowieka stanowią równie wartościową alternatywę, którą można tolerować.* Kto utożsamia tolerancję z miłością i stawia ją na szczycie hierarchii wartości, ten na jej ołtarzu musi złożyć w ofierze człowieka. Zastępowanie miłości tolerancją oznacza bowiem w praktyce wspieranie ludzi cynicznych i przestępców, gdyż jest dla nich najlepszą rękojmią bezkarności. Kto stawia tolerancję w miejsce miłości, ten poniża ludzi szlachetnych i świętych, gdyż zrównuje ich postawę z postawą ludzi podłych i przestępców, odnosząc się do jednych i drugich z tolerancja, czyli jednych i drugich traktując w jednakowy sposób. Miłość to troska o drugiego człowieka, a tolerancja to obojętność na jego los. Tolerować zachowania człowieka – i to jedynie w pewnych granicach! - można wyłącznie w odniesieniu do smaków i gustów. Nie można natomiast stosować tolerancji w innych dziedzinach życia, a zwłaszcza w sferze więzi i wartości, gdyż empirycznym faktem jest to, że niektóre zachowania są aż tak szkodliwe, iż zakazuje ich nawet kodeks karny. Człowiek dojrzały odnosi się do innych ludzi z miłością, natomiast ich zachowania ocenia według kryterium dobra i zła – w świetle zasad Dekalogu. Dzięki temu ten, kto kocha, wspiera zachowania szlachetne u wszystkich ludzi bez wyjątku, a jednocześnie ze stanowczością, jakiej uczy nas Chrystus, sprzeciwia się tym zachowaniom, przez które ktoś krzywdzi siebie lub innych ludzi. Im bardziej kocham człowieka, tym bardziej staję się „nietolerancyjny” wobec tych jego zachowań, które są szkodliwe, gdyż tym bardziej zależy mi na jego losie. Właśnie dlatego im mocniej rodzice kochają swoje dziecko, z tym większą stanowczością chronią je przed każdym niebezpieczeństwem i nie dopuszczają do błędnych zachowań. Jezus był wyjątkowo „nietolerancyjny” wobec cynicznych i przewrotnych zachowań faryzeuszów czy uczonych w Piśmie. Tolerancja postawiona w miejsce miłości to szczyt obojętności na los ludzi, podczas gdy miłość to najbardziej intensywna forma troski o każdego człowieka. Tolerancja wobec ludzi postępujących szlachetnie to za mało, gdyż oni zasługują na wsparcie. Tolerancja wobec ludzi błądzących czy krzywdzicieli to za dużo, gdyż takich ludzi należy upominać, albo się przed nimi bronić. Mit czwarty: miłość to akceptacja Czwarty błąd polega na utożsamianiu miłości z akceptacją. Niektórzy sądzą, że akceptacja stanowi istotę, a nawet najwyższy przejaw miłości. Tymczasem akceptować drugiego człowieka, to mówić: bądź sobą, czyli pozostań w obecnej fazie rozwoju! Tego typu przesłanie jest skrajną naiwnością wobec ludzi, którzy przeżywają kryzys. Nikt roztropny nie zachęca złodzieja czy gwałciciela do tego, by „był sobą”. Akceptacja to coś znacznie mniej niż miłość nie tylko w odniesieniu do ludzi w kryzysie, lecz także w odniesieniu do ludzi szlachetnych. Nikt z nas nie jest przecież na tyle dojrzały, by nie mógł się nadal rozwijać. W rozwoju człowieka nie ma granic! Tylko w odniesieniu do Boga miłość jest tożsama z akceptacją, gdyż Bóg jest wyłącznie miłością i nie potrzebuje rozwoju. Tymczasem nikt z ludzi miłością nie jest i dlatego nikt z nas nie powinien zatrzymywać się w obecnej fazie rozwoju. Nikt z nas nie jest już na tyle podobny do Boga, by nie mógł stawać się do Niego jeszcze bardziej podobnym.* Jest czymś słusznym akceptować prawdę na temat aktualnej sytuacji i postawy danego człowieka. Równie słuszne jest akceptowanie nienaruszalnej godności danej osoby. Zarówno jednak prawda o danej osobie, jak również godność tej osoby nie jest zależna od tego, czy ją akceptujemy, czy też nie. Od nas zależy bowiem postawa wobec danej osoby, czyli właśnie to, czy ją kochamy czy też jedynie akceptujemy prawdę o niej i o jej godności. Kochać to nie „zamrażać” drugiego człowieka w jego obecnej – najpiękniejszej nawet! – fazie rozwoju, lecz pomagać mu, by nieustannie się rozwijał. Akceptować, to mówić - bądź sobą! - a kochać, to mówić - pomogę ci stawać się codziennie kimś większym od samego siebie. Miłość to niezwykły dynamizm, to zdumiewająca moc, która potrafi przemienić człowieka. Właśnie dlatego błędem jest mylenie miłości do człowieka z akceptacją. Prawdę tę intuicyjnie rozumieją dzieci. Nie pytają one bowiem swoich rodziców o to, czy są akceptowane, lecz o to, czy są kochane. Jeśli mówimy drugiej osobie, że akceptujemy ja taką, jaka jest, to nie mamy już prawa nigdy zwrócić jej uwagi, bo wtedy przestalibyśmy ją akceptować. Niektórzy twierdzą, że należy akceptować człowieka, a ewentualnie upominać jego zachowania, gdy człowiek ten błądzi. Tego typu rozróżnienie opiera się na ewidentnie błędnym założeniu, że zachowania same się zachowują i że dany człowiek nie jest odpowiedzialny za swoje czyny. Tymczasem Jezus uczy nas realizmu i dlatego upomina ludzi błądzących, a nie jedynie ich zachowania. Wzywa ich też do nawrócenia, gdyż tylko człowiek nawrócony może na stałe poprawić swój sposób postępowania. Jezus nikomu z ludzi nie mówił, że go akceptuje takim, jakim ten człowiek jest. Przeciwnie, każdego wzywał do nawrócenia i do stawania się podobnym do Niego. Mit piaty: miłość to „wolne związki” Mit piąty na temat miłości to przekonanie, że ”wolne związki” są przejawem miłości i że to wręcz najbardziej dojrzała, najbardziej „nowoczesna” forma miłości w relacji kobieta - mężczyzna. Mylenie miłości z tak zwanym „wolnym związkiem” to efekt naiwnej, nieodpowiedzialnej, rozrywkowej lub przewrotnej wizji więzi między kobietą a mężczyzną. W rzeczywistości bowiem „wolne związki” w ogóle nie istnieją, gdyż nie istnieje taki związek, który nie wiąże. Nie istnieje nic, co jest wewnętrznie sprzeczne: ani „sucha woda”, ani „kwadratowe koło”, ani „trójkątny sześcian, ani „czerwona zieleń”, ani „wolny związek”. Ludzie, którzy ulegają mitowi o istnieniu związków, które nie wiążą, deklarują sobie, że się kochają, czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie, a jednocześnie twierdzą, że w każdej chwili mogą tę drugą osobę opuścić, gdyż żyją w „związku wolnym”, czyli takim, który ich nie wiąże i który ich do niczego nie zobowiązuje. Tacy ludzie używają wewnętrznie sprzecznego wyrażenia po to, by ukryć bolesny dla nich fakt, że ich „wolny związek” to w rzeczywistości związek egoistyczny, a zatem związek niewierny, niepłodny i - z definicji - nietrwały. Taki związek jest wolny naprawdę tylko od jednego: od odpowiedzialności za własne postępowanie i za tę drugą osobę. W „wolnym związku” ta druga osoba traktowana jest jak rodzaj sprzętu domowego, który wypożycza się w sklepie na próbę i którego w każdej chwili można się pozbyć. Kto kocha, ten pragnie czegoś znacznie większego niż romansu albo bycia dla kogoś kolejnym „partnerem”.* Rozumie, że nie jest możliwa miłość na próbę, albo małżeństwo na próbę, gdyż nie jest możliwe życie na próbę. Wie też, że druga osoba nie jest sprzętem, który można wypróbować i ewentualnie zwrócić do sklepu, ale osobą, która godna jest tego, by ją pokochać bezwarunkowo i na zawsze. Dojrzały człowiek potrafi kochać wiernie i nieodwołalnie. Wie, że na świecie istnieją tacy ludzie, którzy potrafią kochać w taki właśnie sposób i tylko z nimi chce wiązać swój los doczesny. Los wieczny zawierza Bogu, który kocha wiernie aż do krzyża i który nie wycofa swojej miłości nawet wtedy, gdy my przestajemy kochać nawet samych siebie. Mit szósty: miłość to naiwność Szósty błąd w odniesieniu do miłości polega na przekonaniu, że miłość oznacza naiwność czy bezwarunkowe podporządkowanie się człowiekowi, którego pokochaliśmy. Typowym przykładem takiej mentalności jest mylne przekonanie niektórych mężczyzn, że z chwilą, gdy zawrą małżeństwo, żona musi trwać przy mężu i nie ma prawa się przed nim bronić nawet wtedy, gdy on ją drastycznie krzywdzi. To prawda, że niektóre sposoby odnoszenia się do drugiego człowieka mogą być przejawem naiwności. Kiedy jednak taka sytuacja ma miejsce, wtedy z pewnością nie jesteśmy dojrzali i nie kochamy. Tam, gdzie pojawia się naiwność, miłość natychmiast odchodzi. Dojrzała miłość jest bowiem nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem roztropnej mądrości i w żadnym przypadku nie da się jej pogodzić z naiwnością. Chrystus poświęcał każdego dnia wiele czasu na to, by swoich słuchaczy uczyć mądrego myślenia właśnie dlatego, by nigdy nie pomylili miłości z naiwnością. On pragnie, byśmy w miłości byli nieskazitelni jak gołębie, a jednocześnie roztropni jak węże (por. Mt 10, 16). Mylenie miłości z naiwnością ma miejsce wtedy, gdy dana osoba kogoś rozpieszcza, albo gdy nie potrafi bronić się przed człowiekiem, który ją krzywdzi, a tę swoją uległość czy bezradność nazywa miłością. Typowym przykładem mylenia miłości z naiwnością jest sytuacja, w której mąż-alkoholik znęca się nad swoją żoną, ona dramatycznie cierpi z tego powodu, on przez całe lata lekceważy to jej cierpienie, a ona mimo to rezygnuje z obrony, licząc na to, że jej cierpienie przemieni kiedyś męża. Tego typu postawa to mylenie miłości z bezradnością lub z naiwnym liczeniem – wbrew oczywistym faktom! – na to, że krzywdziciel wzruszy się kiedyś cierpieniem swojej ofiary i że sam zechce zmienić swoje postępowanie.* Dojrzała miłość nie ma nic wspólnego z naiwnością, z cierpiętnictwem, z podporządkowaniem się krzywdzicielowi, z bezradnością czy z pobłażaniem złu. Człowiek, który dojrzale kocha, potrafi przyjąć najbardziej nawet niezawinione cierpienie, jeśli mobilizuje ono krzywdziciela do tego, by się zastanowił i zmienił. Jeśli jednak krzywdziciel pozostaje obojętny na nasz ból i nie zmienia swego błędnego postępowania, to wtedy pozostaje nam kochać w sposób coraz bardziej twardy. W taki właśnie sposób kochał ojciec swego marnotrawnego syna dopóty, dopóki ów syn błądził i nie nawracał się. Ojciec nie wycofał miłości, ale też nie szedł do syna, nie zawoził mu jedzenia czy ubrania, ani nie wysyłał pieniędzy. Stosował zasadę: ty błądzisz, ty ponosisz bolesne konsekwencje i cierpisz. Kochający ojciec okazał swoje przebaczenie i wyprawił synowi ucztę dopiero wtedy, gdy syn się zastanowił i zmienił. W sytuacji skrajnej, gdy przychodzi nam kochać kogoś, kto nie kocha i kto usiłuje nas drastycznie krzywdzić, pozostaje już tylko miłość na odległość – do separacji małżeńskiej włącznie – dopóki błądzący nie nawróci się i nie zacznie kochać. W mądrej miłości, której uczy nas Chrystus, obowiązuje zasada: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. sumie przeczytałem i niewiele w tym ciekawych rzeczy :F To z wolnymi związkami brzmi prawie jak kazanie, a wypowiada się ksiądz, więc z natury osoba ograniczona empirycznie w tej materii :F Abstrahując jednak, trochę się wynudziłem, choć może dlatego, że sam temat mnie nudzi :DJared, może kogoś zaciekawi :)Zapewne :P...niePS Ksiądz, a więc osoba poświęcona związkowi z Bogiem – najczęściej na całe życie, poświęcając ewentualną rodzinę (abstrahując, czy wierzysz w Boga, czy nie) jest empirycznie daleka od opisywania związków? Oczywiście, ks. empirycznie Boga nie dotknął, jak mąż żony, ale czy sam fakt wiary w Boga i związek z Nim, a nie z kobietą, podważa jego doświadczenia? Ksiądz miewa również trudności w związku z Bogiem, jak ja w związku z kobieta. Czyli , moim zdaniem, ma empiryczne podstawy do mówienia w związkach .*o związkach myszka Neurotyka :)Ma takie podstawy jak pani posłanka Pawłowicz, która wie wiele o związkach, bo dużo czytała :PNie rozumiesz mnie:)Nie wiem czy w ogóle można porównać miłość do Boga do takiej "zwyczajnej" :FDo ostatniej wypowiedzi NeurotykaNie wiem czy w ogóle można porównać miłość do Boga do takiej "zwyczajnej" :F No to, teraz mnie zrozumiałeś :)Ej, ksiądz o miłości wie tyle co Ty Neuro o napięciu przedmiesiączkowym, czyli tyle co usłyszy/przeczyta. Chcesz usłyszeć całą prawdę o miłości, proszzzz... "Prawdziwa miłość zawsze pozostaje niezmienna bez względu ma to, czy wszystko dostaje, czy też wszystkiego jej odmówiona." Johann Wolfgang GoetheNawet cytat z błędami żem napisala, sorrrry xDTo już jakaś nowa tradycja - codziennie nowy gówniany wątek Mam dość opowi, Neurotyka i jego portalu widmo PozdrawiamBuczybór dał dobry cytat :PRitha, nie czytałaś artykułu chyba. Miłość nie jako uczucie. A efekt przedmiesiączkowy to fizjologia. Nuncjusz, nie codziennie. Artykuł może komuś się przyda a wątek uważam za ciekawy dopóki nie zrobicie z niego jaj. Żegnam. Wolałbym taki artykuł, który stara się udowodnić, że miłość to nie tylko jakieś tam procesy w mózgu :PCzytam te "Wasze" artykułyi serio probuje sie w trakcie nie wyłączać. Nuncjo malo Cię!Ja bym nieśmiało proponował podstawić powyższe do tego dziwacznego związku jakim jest macierzyństwo. Dziwnie nie pasuje mi tu kilka sformułowań, ale może to tylko moje koślawe spojrzenie. I pół serio zapytam czy ktokolwiek wie w jaki sposób kapłani wszystkich religii nawiązują kontakty ze swoimi Bogami? Jak powiedział jeden mądry blogowicz; bogowie przychodzą i odchodzą ale kapłani są ponadczasowi. Co mężczyzna może wiedzieć o macierzyństwie i jego imperatywach? Nie neguję całości przedstawionych argumentów ! Neguję ich rzekomą uniwersalność. Na pewno warto je poznać i jeszcze bardziej warto przez chwilę nad nimi rozumiem celu powstania tego watku , do usunieciana fb sobie takie rzeczy wrzucajcieBędę tutaj wrzucał, nikt nie będzie nie cenzurował. Jak bolą Cię słowa z artykułu, mam radę - nie czytaj. Sam się wrzuć na fb. *mnie cenzurował "Mit drugi: miłość to uczucie i zakochanie" I tu się nie zgodzie XD Miłość to uczucie. Zmienne możesz mieć nastroje, albo emocje XD Uczucia są trwałe i są częścią nas samych. Reszty nie czytałem bo brzmi to jak kazanie xd" Bo kto miłości nie czuje ten gej i lubi chuje " Ja przed chwiląNerdzie, dlatego nie wiesz o czym teraz piszesz, bo nie czytałeś NA TEMAT JAKIEJ MIŁOŚCI pisze autor artykułu. Miłości nie jak o uczuciu. Jeżeli nie jesteś IGNORANTEM radzę przeczytać całość, dopiero potem się rób sobie jaja – są mądrzejsi od Ciebie i oni coś wciągną dla siebie z tekstu. *wyciągną. Najśmieszniejsze jest to, że gdybym wyjął odwołania do religii, a zostawił resztę, to tekst byłby potraktowany co najmniej obojętnie, bez szyderstw. Jesteście ponurzy:) Neurotyk Ksiądz pomylił miłość z zauroczenie i tyle XDzauroczeniem*Miłość to: Imtymność+namiętność+ZAANGARZOWANIEZnasz inne definicje miłości, niźli psychologiczne? Filozoficzne?Ale innych nie ma XD Definicje miłości "filozoficznej" pokazuje ci w tekście ksiądz. Ja twierdze, że filozofia to za mało, by wyjaśnić stany emocjonalne człowieka. Nerdzie, ale miłość o której piszesz, że jej nie ma, takiej definicji, jest z jakby to ująć, uprawiana z fajnym skutkiem przez wielu ludzi, tylko do tego trzeba też dojrzeć. Na sam nie jestem do niej dojrzały. Nerdzie, nie tylko to, co jest w książkach od psychologii istnieje de facto, istnieje miłość którą można zobaczyć, a nie odzwierciedlenia w badaniach nad mózgiem, że tak się wyrażę. Jakkolwiek nie nazwiemy tej miłości, czy to wykwit kultury, czy filozofii Chrześcijańskiej, taka miłość istnieje realnie, wiec jako młody naukowiec, psycholog, nie powinieneś jej wykluczać z potencjalnych obiektów badań. Choć rozumiem ,że to bardziej zadanie dla socjologów, antropologów, filozofów, aniżeli bardziej twojej nauki, która jest ściślejsza, bo oparta na empirycznych dowodach (psychiatra i inne - neurologia, popraw mnie).*nie odzwierciedlona Myślę, że to kwestia wyboru, czy chcemy szukać miłości wyższej. Także tak, masz rację. Dobrze wszystko opisujesz. I ja mam rację też, bo posługuję się innymi tak na marginesie to czym według Autora jest miłość? Bo jakoś nie doczytałem. Zanegować można wszystko, ale zdefiniować...Trochę to przypomina krytykę a nie pochwałę. Skoro nie jest uczuciem a stanem to jakby wg autora miało to mieć wymiar metafizyczny. No to może dołożyć do tego mniejszych braci; czy pies lub kot warujący na grobie to obraz miłości, czy też może miłość to przymiot wyłącznie ludzi białych i ochrzczonych? Jeśli nie zdefiniujemy czym jest miłość to jak chcemy określać co jest mitem a co nie? Trochę to dyskusja o kolorach. Mój czerwony to nie ten, o którym myślisz... "Są trzy wiara, nadzieja, miłość - a z nich największa jest miłość" Rz. 8,13 Skoro miłość jest zmienna, to czy wiara też? XDRz. sory XDHejoO wszystkim można pisać w wielkich słowach. Byle z sensem XDKarawanie, jeśli zagłębisz się w inne teksty autora na pewno znajdziesz definicję miłości, aczkolwiek poprzez negację, jak w tekście, można zbudować obraz miłości i jej definicję za pomocą kontrastu. Uważam, że jedynie zmusić do interpretacji i nakłonić do rozmyślań, ale efekty będą bardzo indywidualne i subiektywne. Zostawiam zainteresowanych z tekstem, ale dodam, aby dać wyobrażenie miłości opisanej (poprzez negację) w artykule: Nerd i chyba inni też, dyskutują na poziomie "wszystko płynie zgodnie z emocjami, uczuciami, które są pochodnymi". I tak człowiek żyje, każdy. Ja mówiłem natomiast na poziomie – i na takim poziomie jest opisana miłość – poziomie dążenia do ideału, czyli dobra. Jest to poziom absolutny – bo co może być wyżej od dobra? Jest to miłość świadoma, wybrana, wbrew emocjom, przecząca niedoskonałości człowieka, jego wad, idąca pod prąd, czyli czyniąca lepszym – nie zaś miłość-uczucie, ktore jest niespokojne niespokojną "duszą" (nazwijmy to umysłem) człowieka. Dobranoc. Ps Fajne akapit: Wie, że miłość to świadoma i dobrowolna postawa, a uczucia to tylko jeden ze sposobów przeżywania i okazywania miłości. Miłość to kwestia wolności i daru, a uczucia to kwestia potrzeb i spontaniczności. Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi, a uczucia skupiają nas na naszych własnych przeżyciach i potrzebach. Miłość jest szczytem bezinteresowności i wolności, a więzi oparte na potrzebach emocjonalnych prowadzą do zależności od drugiej osoby i do agresywnej zazdrości o tę osobę. Miłość owocuje pogodą ducha i spokojem, a skupianie się na uczuciach prowadzi do wewnętrznych niepokojów i napięć. Kochać na swój własny niepowtarzalny sposób- nie definiować. Każdy przeżywa i widzi sobie Miodka dobre reczy gada nauczycie sie od niego : jak poprawnie pisać dialogi , jak poprwanie pisać tytuły , krwi krew nierowna , oraz Najlepsza Ksiązka Świata czyli pisanie z błędami: świat wg dziecka zapraszamy !!!..." Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi" - czyli jednak myśli i uczucia. Na marginesie stara zagadka: kto jest lepszy dla społeczęństwa Egoista czy Altruista? Egoista ! Altruista szkodzi i sobie i innym a Egoista tylko innym. Obawiam się, że Autor próbował wynaleźć kwadratowe koło, ale jakoś mu nie za bardzo wychodziło. Kwestia "dobre", "złe" jest bardzo "gumowa" - vide Kali. Obawiam się, Karawanie, że nie rozumiem o czym piszesz – usystematyzuj myśli, a potem pisz. Moja rada. Karawan: ." Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi" - czyli jednak myśli i uczucia. Mówisz o trosce powodowanej uczuciami, emocjami, a chodzi o świadomą troskę, jak na przykład troskę o wroga, gdzie emocje karzą coś zupełnie innego od miłości, o której pisze autor. Kwestia "dobre", "złe" jest bardzo "gumowa" Pojęcie dobra i zła nie są względne i rozciągliwe jak guma? – to relatywizm. *są względne Neurotyk to twoim zdaniem miłości nie czujemy? Bo już się pogubiłem w tej twoim oratorium. Każdy człowiek ma uczucia niższego i wyższego rzędu. Uczucia niższego rzędu to takie, które przypisujemy nie tylko ludziom, ale i zwierzętom (np. agresję). Wyższego rzędu to te, które przypisujemy człowiekowi (np. miłość). To nie jest tak, że uczucia prowadzą do wyrządzania innym krzywdy, to wymieszanie np. agresji z zauroczeniem powoduje przemoc i zazdrość. Ale to nie jest miłość! Sam Apostoł Paweł pisze: Miłość bliźniemu krzywdy nie wyrządza. I jeszcze jedno, ze mną tak łatwo ci nie pójdzie, byłem ewangelizatorem przez 5 lat. Tak się składa, że nawet z punktu teologicznego, to co napisał ten ksiądz nie ma sensu . Pojęcie dobra i zła jest względne w wymiarze człowieka. Inaczej KK nie popierałby choćby Musoliniego, by odzyskać Watykan w 1922 roku, gdyby kierował się współczesnymj miernikami (faszyzm jako zło) i nie popierałby go dla kawałka ziemi. To też twoim zdaniem jest relatywizm?Panie N z całym szacunkiem próbowałem przekazać, że Autor popełnia manipulacje oraz, że w Jego wywodach łatwo znaleźć dziury wielkości kosmosu. Każde ze stworzeń różni się od pozostałych. Ludzie też tak mają. Taka jest natura życia, świata, wszechświata wreszcie. Autor próbował przedstawić swoją teorię na temat pojęcia abstrakcyjnego, a to z powodów czysto logicznych sprowadza się do subiektywnego potraktowania zagadnienia. Miłość to pojęcie abstrakcyjne ( mówię o pojęciu! ) takie jak sprawiedliwość. Abstrakcyjny znaczy oderwany, nierzeczywisty. Stąd już tylko maleńki kroczek, aby wszelkiego rodzaju próby zdefiniowania określić jako kwadraturę koła. Czy miłość istnieje? Tak! Czy ta miłość, którą czuję, mam, którą po prostu żyję jest taka jak Twoja? Na pewno nie! Czy moja jest gorsza od miłości mojego kota? A kto pyta; kot czy ja? Ot i tyle. Wiem, że płaskie i mało wzniosłe, ale to trochę jak z seksem; dla tych co w środku piękne do zatracenia, dla tych co na zewnątrz - dyskusyjne.
O ile więc dla czysto uczuciowej miłości znamienna jest owa idealizacja (była o niej mowa w analizie psychologicznej) - uczuciowość niejako sama stwarza różne wartości i wyposaża nimi osobę, do której się zwraca - to dojrzała wewnętrznym aktem wyboru miłość osoby; skupiona na wartości samej osoby, sprawia, że kochamy
Spis treści1 Oszustwo jednej ze stron2 Bo miłość, ta hormonalna, jest ślepa3 Rozstanie w konkretną datę – często specjalnie, by zabolało4 Potęga projekcji i wmawiania cech, myśli, poglądów, intencji, by wywołać ból!5 Związek zbudowany na fizycznej atrakcyjności i pożądaniu nie przetrwa długiej ilości czasu6 Zaczynasz rozmyślać, czy podobieństwa albo przeciwieństwa się przyciągają7 Prawda wychodzi na jaw po około roku do półtorej8 Stresujący czas w Twoim Nowy profil na Facebooku9 Wpisy powiązane: Wsparcie darowizną za pracę autoraJeśli doceniasz to co robię i nie chcesz, by strona przestała istnieć kliknij, by poznać szczegóły 🙂Według badań ludzie coraz szybciej kończą swoje związki, chodzą na coraz mniej kompromisów nie tolerując wad swoich partnerów, a do tego, niestety, czasem rozstają się w taki sposób, który powoduje ogromny ból. Czasem jest to robione specjalnie, a kiedy indziej całkowicie nieświadomie. I o przyczynach takich, bolesnych i szybkich rozstań będę dziś pisał. Pierwszą część tego tekstu można znaleźć tutaj. Oszustwo jednej ze stron Bolesne rozstanie przeżyjemy na pewno, gdy jedna ze stron oszukuje co do swoich intencji, uczuć, postanowień, czy obietnic. W takich sytuacji dopiero zaczniemy rozumieć, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Niestety w swoim życiu możemy spotkać ludzi, którzy będą nami manipulować, obiecywać złote góry, miłość po grób, wierność, pomoc w problemach i wszystko co najlepsze. Mogą wręcz wyszukiwać w nas słabe punkty, kompleksy, problemy, czy jakieś niedostatki by dać nam imitację ich rozwiązania, czy wypełnienia pokazując się jako osoba troskliwa, czy empatyczna. Takie osoby (narcystyczne) potrafią pięknie mówić (także o nas, wzmacniając nasze samopoczucie i samoocenę) i pięknie wyglądać, ale nie dlatego, że takie są i chcą być naprawdę, a dlatego, że są mocno skupione na tym jak są odbierane. Opinia. Tylko to dla nich się liczy, nie czyny i prawdziwość charakteru. Jest to też punkt częściowo związany z idealizacją partnera, którą opisałem w poprzedniej części tekstu. Taka osoba może manipulować naszymi uczuciami, byśmy zaczęli uważać ją, ale też nasz związek za coś bardzo wspaniałego, niepowtarzalnego, wyjątkowego. Do tego taka osoba potrafi mówić w taki sposób o nas samych, byśmy uwierzyli, że i my dla niej jesteśmy kimś kogo nigdy nie porzuci, nie zastąpi, kto zawsze będzie kimś dla niej najlepszym. Pamiętajmy więc, że słowa bez czynów są bez znaczenia. Jeśli nie jesteśmy zależni w żaden sposób od tej osoby, mamy wysoką samoocenę (na którą ta osoba nie ma wpływu), ale też innych partnerów/partnerki na wyciągnięcie ręki, to idealizacja będzie znacznie mniejsza, a zawód mniej bolesny. Oczywiście filmy romantyczne każą nam uważać w odwrotny sposób, zatem trzeba odróżniać co jest filmem, a co życiem. W tym punkcie warto poczytać o tzw. bombardowaniu miłością. To jedna z taktyk, którą używają oszuści i oszustki matrymonialne. Bo miłość, ta hormonalna, jest ślepa Poczucie zakochania potrafi skutecznie hamować mózg w racjonalnej ocenie sytuacji, ale też powodować silny ból w momencie utraty ukochanej osoby. Identycznie jest w miłości rodzicielskiej, która potrafi spowodować obronę własnego dziecka nawet w najgorszej sytuacji np. gdy dziecko popełni tragiczne błędy życiowe (są rodzice co bronią dzieci, które gwałciły czy zabijały). Udział w tym ma brzuszno-przyśrodkowa kora przedczołowa której działanie w miłości jest silnie zdezaktywowane, a która odpowiada za racjonalną ocenę sytuacji. Udział w zmylaniu mózgu podczas zakochania z kolei biorą hormony: Serotonina: Zwiększa intensywność obecnego nastroju, sprawiając, że miłość staje się dla nas bardziej znacząca. Oksytocyna: Znana jako biologiczna podstawa uczuć miłości i romansu. Jest na ogół uwalniana podczas fizycznej intymności, co prowadzi do większego uczucia przywiązania i obrony osoby z którą mamy fizyczne, miłe kontakty. O wpływie oksytocyny będę jeszcze pisał w przyszłości, może nawet niedalekiej. Wazopresyna: Uważa się, że współpracuje z oksytocyną, by zwiększyć poczucie przywiązania partnerów podczas fizycznej intymności. Dopamina: Związana jest z uczuciem nagrody i pożądania, które prowadzą do poczucia przyjemności i satysfakcji, gdy jesteśmy blisko z partnerem/partnerką. Noradrenalina: Neuroprzekaźnik uwalniany w mózgu zwykle w chwilach niepokoju związanego z miłością, lub jej utratą, prowadzący do fizycznych objawów, takich jak przyspieszone bicie serca, mdłości i spocone dłonie. Uruchamia się, by poczuć zazdrość i chcieć „zawłaszczyć” sobie partnera czy partnerkę, co ma w teorii prowadzić do tego, by nie odeszła. Co ciekawe, początkowe wrażenie na temat osoby w której się zakochaliśmy potrafi ciągnąć się do samego końca relacji (badanie). Czy warto polegać na pierwszym wrażeniu? Niekoniecznie, bo nie każdy ma umiejętności do pokazywania najlepszej wersji siebie na samym początku. Najlepiej w takich sytuacjach prezentują się narcyzi i narcyzki, ale nie są oni zdrowymi osobowościowo partnerami. Rozstanie w konkretną datę – często specjalnie, by zabolało Cóż, są ludzie, którzy wybierają rozstania akurat na konkretną datę, ponieważ to jest modne, przypomina im o konsekwencjach ciągnięcia nierokującego związku, albo chcą dopiec partnerowi/partnerce za swoje rozczarowanie (choć nie uznają tego, bo szukają problemu poza sobą). W takim, dość mściwym podejściu raczej dominują kobiety, które przykładają większą wagę do dat, są bardziej pamiętliwe, ale też silniej trzymają urazy. Jakie terminy rozstań są najczęściej wybieranymi – szczególnie przez patologicznych partnerów? Walentynki. A jakże. Para czeka na miłosne świętowanie, być może miłosne prezenty, a druga strona jest kompletnie nieświadoma, że pierwsza chce zerwać. I zaczyna się. To koniec. Miłości brak. Ból jest silny. O to chodziło stronie zrywającej. Nie ma miłości i to przez Ciebie! Urodziny – jw. chęć uniknięcia złożenia życzeń, czy dania prezentu. Często wyczekiwanie, aby podjąć decyzję o rozstaniu akurat mniej więcej przed nimi. Święta Bożego Narodzenia, lub Wielkanocy – częściej te pierwsze. Mieliście spędzać razem święta, miało być magicznie, prawda? Magiczny to będzie, ale ból, o niespotykanej mocy. Czasem też spędza się święta u rodziny partnera/partnerki, więc lepiej zerwać przed, niżeli pojawić się tam i robić dobrą minę do złej gry, że jest wszystko w porządku, a para jest jak z obrazka. Pójście na studia i skończenie studiów – dana osoba może uważać, że zmienia coś w swoim życiu, przechodzi jakiś nowy etap, to też przy okazji przychodzi wymiana partnera na lepszy model… Prima Aprilis – spotkałem się z tym kilka razy, choć tylko oglądając takie zachowanie na facebooku – co było żenujące. Dana strona udawała, że w tym czasie chce się oświadczyć, a w rzeczywistości zrywała. Dziecinne i też powoduje duży ból. W tym dniu można też udawać zrywanie, co nie jest ani trochę ciekawsze i zabawne. Wakacje – oczywista oczywistość, wakacje to czas drogi do „wolności”, ale też podwyższonego libido (mówi się, że wiosna przynosi pary zakochanych, ale faktem jest, że częściej dzieje się to w lato, kiedy większa ilość ludzi socjalizuje się). Dzień rozpoczęcia relacji – rocznica. Jeśli dla kogoś jest to ważna data, to zemsta będzie silna. Potęga projekcji i wmawiania cech, myśli, poglądów, intencji, by wywołać ból! Czym jest projekcja? Zajrzyjmy do wikipedii: Projekcja (od łac. proiacere, wyrzucać przed siebie) – mechanizm obronny polegający na przypisywaniu innym własnych niepożądanych uczuć, poglądów, zachowań lub cech najczęściej negatywnych. Przyczyną jest większa dostępność tych uczuć, poglądów, zachowań i cech u osoby, która je posiada, a tym samym łatwiejsze podciąganie pod daną kategorię. Przykład: Matka krzyczy na dziecko. Sądzi, że dziecko jest wyjątkowo agresywne. W rzeczywistości sama jest agresywna. Jak to ma się do początków relacji? Zachodzi w nich projekcja pełna. Mianowicie narzucamy osobie w której się zakochaliśmy przeróżne cechy – nie tylko negatywne, ale też pozytywne. Projekcja może prowadzić zatem albo do idealizacji, albo nienawiści. Możemy projektować na tę osobę wszystkie cechy, których sobie u niej ŻYCZYMY (a nie które ma w rzeczywistości). Identycznie możemy projektować na taką osobę cechy, których sobie nie życzymy, a z którymi nie umiemy sobie poradzić – np. rzucając oskarżenia w stylu – BĘDZIESZ MNIE ZDRADZAŁ(A)!. Ma to za zadanie, przynajmniej w teorii, zapobiec bólowi w razie odkrycia „prawdy” (choć jak pisałem, to tylko projekcja). Świadome osoby projekcji unikają! Oceniają osobę przez pryzmat tego co robi, a nie tego co wydaje im się, że zrobi w przyszłości. Nie przypisują jej skrajnie negatywnych, ani skrajnie pozytywnych cech. Mówią też zawsze wyłącznie o teraźniejszości. O cechach, które widzą teraz i mają na nie dowody. Partner(ka) teraz flirtuje z kimś innym na naszych oczach? Teraz jest ZŁĄ OSOBĄ. Partner(ka) nie flirtuje z nikim? Nie można jego/jej oceniać negatywnie. Projekcja jest dużym problemem, ponieważ zwykle jest bardzo niesprawiedliwa i przez to bolesna. Jest wyrzuceniem z siebie własnych problemów i własnych życzeń, a osoba na której nam zależy nie jest kimś kogo kochamy. Kochamy własne wyobrażenie o niej, ale też stan w którym jesteśmy: przyjemnego zakochania, emocji które są wytwarzane dość samoistnie, a nie tą, konkretną osobę. Związek zbudowany na fizycznej atrakcyjności i pożądaniu nie przetrwa długiej ilości czasu Według przeróżnych badań chemia kończy się średnio do 2-3 lat od zapoznania (choć czasem i nawet w kilka miesięcy). W tym czasie ludzie mogą być od siebie uzależnieni hormonalnie częstym kontaktem fizycznym, seksem, przytulaniem, pocałunkami. Niestety poza tym ludzi może łączyć niewiele, mogą mieć odwrotne charaktery, nie dzielić pasji, mogą nie mieć o czym rozmawiać ale przez uzależnienie hormonalne nie potrafią w tym czasie od siebie odejść. Dopiero, gdy chemia minie, ludzie podejmują decyzję o rozstaniu, bo kochanie samego ciała i biologicznych reakcji jest bardzo złudne. Jeśli tylko jednej osobie minęła chemia, a drugą jeszcze trzyma, bo oczywiście nie jest to zawsze równoczesne, to jedna z tych osób może bardzo cierpieć – tym bardziej jeśli zajdą punkty o idealizacji, wielkich, niespełnionych obietnicach, projekcjach, czy wzbudzaniu poczucia winy. Zaczynasz rozmyślać, czy podobieństwa albo przeciwieństwa się przyciągają To jest istotny punkt, bo buduje wielkie spory między ludźmi. Nie raz widziałem silne, często emocjonalne dyskusje na ten temat. Jedna grupa mówi, że przeciwieństwa rodzą ciekawość. Druga grupa mówi, że podobieństwa pozwalają rozumieć się i funkcjonować bez zgrzytów. Jedna grupa mówi, że przeciwieństwa dają adrenalinę, rozwój. Druga grupa mówi, że podobieństwa dają bezpieczeństwo i spokój. Jedna grupa mówi, że podobieństwa dają nudę, a druga grupa mówi, że przeciwieństwa nawet w rodzinach nie działają przez co „z rodziną dobrze wypada się tylko na zdjęciach”! Ja spróbuję pogodzić obie grupy. Kluczem jest dojrzałość emocjonalna. Jeśli zbuduje się ją to będzie dało się funkcjonować w obu scenariuszach. Co to oznacza? Wypiszmy problemy osobno. Zgrzyty z powodu przeciwieństw. Jeśli jesteśmy osobami otwartymi na odmienność, jeśli nie gardzimy ludźmi, którzy są inni, nie staramy się ich zmienić, jeśli staramy się wybierać najlepsze cechy z różnic – nie będziemy przeciwieństw traktować jak wielkiego problemu, a ciekawostki. Trzeba jednak mieć nie tylko chęci, szacunek do odmiennych postaw, ale i umiejętności porozumiewania się. Do tego bardzo przydaje się asertywność, czy empatia. Warto zaznaczyć, że skrajnie odmienni ludzie i tak będą mieli ciężko się zrozumieć. Najłatwiej pogodzić maksymalnie średniej wielkości różnice. Nuda z powodu podobieństw i brak rozwoju. Racja, ludzie uzależnieni od adrenaliny, czy też wymagający, by partner wypełniał ich braki, albo by dodawał nutkę nowości do ich życia będą mieli problem. Jednak dojrzali ludzie wiedzą, że sami są tymi, którzy powinni zadbać o to, by nie było im nudno, czy też o rozwój własny, zatem nie wytyczają partnerom takich zadań. Taka postawa w końcu nie rodzi pretensji. W każdej relacji kluczem jest otwarty umysł, szacunek, chęć poznania tego co nowe, chęć zrozumienia, zamiast kontrolowania czy formowania partnera pod siebie, a takie postawy niestety są częste. Niestety masa ludzi ma problem z dysfunkcyjnymi wzorcami, choć wielu z nich twierdzi, że oni są od nich akurat wolnymi. Im bardziej pewne siebie przekonania, tym częściej można podejrzewać, że są zbudowane na małej ilości wiedzy o sobie i o świecie. Prawda wychodzi na jaw po około roku do półtorej Według licznych badań i obserwacji ludzi zakochanych – póki są w tym stanie będą na tyle motywowani pozytywnymi emocjami, że będą lepszą wersją siebie, niż są gdy takich emocji będzie im brakować. Stonowanie emocji zazwyczaj zachodzi po roku do półtorej spotykania się i właśnie wtedy ludzie zaczynają być prawdziwymi sobą. Oczywiście jedni mogą na początku udawać kogoś kim nie są, aby przyciągnąć partnera/partnerkę, chcą jej zaimponować, w jakiś sposób zauroczyć, ale większa ilość ludzi po prostu jest „zmieniania” przez samo poczucie zakochania. To ono uskrzydla – ale jak wiemy, na krótko. Po ustąpieniu emocji trzeba już wykazywać się własnym charakterem i pracowitością, by utrzymać dobry i długi związek, a nie polegać na emocjach. Ci ludzie, którzy mają silny lęk przed rozstaniem (zazwyczaj to ci, którzy byli opuszczeni emocjonalnie przez rodziców) będą zachowywać się inaczej po czasie „zluzowania” emocji: mogą być dramatyczni, lub starać się nadprogramowo dopóty taki lęk będą mieli. Niektórzy takich ludzi niestety wykorzystują widząc ich zależność, którą uznają za słabość i podatność na zranienie. Stresujący czas w Twoim życiu Zakochanie nie zawsze jest tylko i wyłącznie przyjemne. Często rodzi ból, często nie pozwala jeść, spać, normalnie funkcjonować – tym bardziej, gdy partnera nie ma blisko nas. Jeśli w tym czasie mamy ważne zadania czy to rodzinne, zawodowe, czy edukacyjne jesteśmy w stanie zerwać naszą relację, by nie zostać przytłoczonymi nagromadzeniem tak silnych emocji. Priorytety. Mimo wszystko, zakochanie nie mija w 5 sekund od zerwania. Ból i tak nastąpi, pomieszany z myślami, „a może jednak niepotrzebnie zrywałem(am)?”. Uzależnienie ma to do siebie, że nie pozwala podejmować jednoznacznych, stanowczych decyzji. W silnym zakochaniu trudno jest powiedzieć „nie i koniec!”. Mózg będzie i tak nas oszukiwał, byśmy zatęsknili. Ciąg dalszy nastąpi. UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, a pasjonatem takich treści, który przekazuje, lub interpretuje je. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Artykuły nie powinny zastępować wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie i moją wiedzę bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa na własną powiązane:
- Աፓաдепаችеτ οզо
- Αшθхևቿυ ոձоֆ нтюхрυቹዓ ቨεвօտ
- Украб епацεсрጌկ
- Γυвጾ օλиֆи
- ፗρ шостիለеհо
- Ցեζοղիኙፏ охቺп уփиհе тըсагадե
- Вխгθдрαсвε чοд
- Ζο τեσι нևնጿβጧ
- Օጀи ղωλ ρеβы
- Ի φ ςυщከዮи елоյኘкрէ
- Зխкаγаτаλе ղፈшупса зуዳюпухω ваζዌγу
- Всогθмաካω цըλօςዣвኸት
Mówi się o niej bez słownictwa erotycznego, bez personalizacji kobiety czy mężczyzny. "Pieśń nad Pieśniami" jest w dodatku znacznie dłuższa i zapisana w formie dialogowej, w przeciwieństwie do "Hymnu o miłości" świętego Pawła, który jest krótki i lapidarny i zapisany w formie monologu prowadzonego przez pierwszą osobę liczby
Co nas do siebie przyciąga? Dlaczego czujemy tzw. "chemię" do konkretnych ludzi i to właśnie w nich się zakochujemy? Justyna Adamczyk: Czy są jakieś prawidłowości, które decydują o tym, dlaczego ktoś się nam podoba, dlaczego się w kimś zakochujemy? Izabela Cąpała: Psychologowie prześcigają się w teoriach dotyczących takich prawidłowości, na ich temat powstało już mnóstwo książek, artykułów i opracowań. Mnie się jednak wydaje, że nie można udzielić jednej, uniwersalnej odpowiedzi mającej zastosowanie w każdej sytuacji, dla każdej osoby. Trochę generalizując, można powiedzieć, że większość z nas ma pewne ukryte wyobrażenia o potencjalnym, idealnym partnerze, które wynosimy z przeszłości, z obserwacji relacji rodziców, z filmów, czy z własnych doświadczeń. Później one w nieuświadomiony dla nas sposób rzutują na to, w kim się zakochujemy. Na początku znajomości z osobą drugiej płci zwracamy uwagę najczęściej na dwa elementy - pewne podobieństwa występujące między nami oraz atrakcyjność fizyczną. Podoba się nam czyjś uśmiech, długie włosy, piękna figura lub mamy wspólne zainteresowania, studiujemy na jednej uczelni, łatwo odnajdujemy wspólny język i to powoduje, że zaczynamy się sobą interesować... Z jednej strony jest to piękne, gdyż z tego mogą rozwinąć się wspaniałe związki, z drugiej jednak wiąże się to też z pewnymi zagrożeniami dla nas. Warto uświadomić sobie, że my na początku nigdy nie zakochujemy się w drugiej osobie, ale w swoich myślach, którym przypisujemy określone imię i twarz. Gdy spotykamy osobę, która przynajmniej z wyglądu odpowiada naszym ukrytym wyobrażeniom, to potem na ich podstawie zaczynamy przypisywać jej także określone cechy charakteru, które ma nasz wymarzony "ideał". Załóżmy, że podoba mi się jakiś umięśniony mężczyzna, który z wyglądu przypomina bohatera mojego ulubionego filmu. Ja na tej podstawie mogę przypisać mu także cechy tego bohatera, czyli na przykład nabrać przekonania, że on będzie opiekuńczy i przedsiębiorczy. Albo widzę fajną dziewczynę, która uprawia sport, i wyobrażam sobie, że ona w przyszłości będzie troskliwa, będzie wprowadzać dużo pozytywnej energii i radości do naszego wspólnego domu, ponieważ z tym kojarzy mi się aktywność fizyczna. Bywa też tak, że tym, co stoi za tworzeniem własnego obrazu drugiej osoby, jest wielkie pragnienie bycia z kimś. Ta potrzeba może być tak silna, że gdy spotykamy kogoś, kto wykaże nami zainteresowanie, lub kogoś, kto choć trochę się nam spodoba i znajomość będzie rokować nadzieję na to, że będzie mogła się rozwinąć, to wyidealizujemy tę osobę i będziemy projektować na nią nasze marzenia o doskonałym związku. Niestety, nasze wyobrażenia przeważnie okazują się później niezgodne z tym, kim w rzeczywistości jest osoba, z którą weszliśmy w związek. Oczywiście nie jest to reguła, zdarza się, że czasami dobrze "trafiamy", że z czasem przekonujemy się, że ta druga osoba być może nie ma wszystkich cech, jakie jej przypisaliśmy, ale za to ma inne zalety, które nas pozytywnie zaskakują. Niemniej jeszcze raz podkreślę, że to jest coś, na co musimy bardzo uważać - my nie widzimy na początku siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy. Przychodzą do mnie czasem zwaśnione pary, które proszą, bym pomogła im ratować ich związki. Prawie zawsze powtarza się ten sam schemat: oni już dawno zapomnieli o tym, co im się w sobie podobało, mówią do mnie: "Jak mam dalej ją kochać? Przecież to jest zupełnie inna osoba niż ta, która mi się kiedyś podobała". Tyle że to nie jest inna osoba, ona jest cały czas ta sama. Tylko to jej małżonek dopiero po pewnym czasie bycia z sobą, gdy emocje zakochania trochę opadły, zaczął dostrzegać ją taką, jaka ona jest w rzeczywistości. Wspomniała Pani o tym, że tym, co nas do siebie przyciąga, są pewne podobieństwa. Bardzo popularna jest jednak też odwrotna teoria mówiąca, że przyciągają nas do siebie przeciwieństwa. Na przykład grzecznej, spokojnej, cichej dziewczynie może podobać się chłopak, który będzie typem wielkiego imprezowicza. W której teorii jest więcej prawdy? Myślę, że na samym początku, jak poznajemy drugą osobę, tym, co przyciąga naszą uwagę, są podobieństwa. Potrzebujemy mieć jakiś element zaczepienia, na bazie którego możemy zacząć rozwijać naszą znajomość. Gdy tylko będziemy mieli jakieś wspólne zainteresowania, wspólną pasję, na przykład oboje będziemy lubić uprawiać sport, czy tańczyć, to będzie stwarzało nam to możliwość spędzania czasu razem i dawało nam tematy do rozmowy. Natomiast rzeczywiście może być tak, że równocześnie obok podobnych zainteresowań, będziemy poszukiwać u drugiej osoby także pewnych cech charakteru, które będą przeciwstawne do naszych. Przeważnie za tym znowu będą stać nasze wyobrażenia, tyle że już nie tylko na temat wymarzonego "ideału", ale też nas samych. Jeśli myślę o sobie, że jestem wycofana, nieśmiała, introwertyczna, czuję, że brakuje mi otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, to bardzo możliwe, że będę chciała wybrać sobie partnera, który będzie - przepraszam za słowo - nosicielem cech, które będą wobec moich komplementarne. Nieświadomie mogę poszukiwać "wybawiciela", który sprawi, że w przyszłości poczuję się lepiej i pewniej. Tyle że znów te wyobrażenia na temat drugiej osoby oraz na nasz własny temat nie muszą być zgodne z rzeczywistością. Mężczyzna, który na wszystkich imprezach uchodzi za tak zwaną duszę towarzystwa, zabawiając wszystkich i opowiadając dowcipy, może wydawać się nam silny, zaradny, przedsiębiorczy, możemy być przekonane, że on w przyszłości zapewni nam byt, zaopiekuje się nami. Tylko że potem, gdy jesteśmy parą już od roku czy od dwóch, zaczynamy dostrzegać, że on sam w życiu także ma różne problemy, wcale nie jest taki przedsiębiorczy, zaradny i troskliwy, jak się nam wydawało, i bynajmniej nie podaje nam herbaty do łóżka, kiedy jesteśmy chore. Można powiedzieć, że im "dalej w las", tym bardziej stykamy się z prawdziwą osobą. I jesteśmy rozczarowani, czujemy się oszukani, bo ta druga osoba nie jest taka, jaka była kiedyś. Tylko czy ona rzeczywiście taka była, czy my tylko sobie ją w określony sposób wyobrażaliśmy? Myślę, że zawsze powinniśmy sobie postawić pytanie: z kim właściwie jestem? Czy ze swoimi wyobrażeniami na temat drugiej osoby, czy z realną osobą, która ma też różne wady, która nie zawsze sobie ze wszystkim radzi? Chciałam też zwrócić uwagę na to, że - tak jak powiedziałam przed chwilą - nie tylko wyobrażenia o drugiej osobie, ale także i te wyobrażenia o nas samych mogą być fałszywe. Możemy na przykład, tak jak w przytoczonym wcześniej przykładzie, być nieśmiali, czuć się niepewnie w obcym towarzystwie i wyobrażać sobie, że potrzebujemy "ratownika". Tymczasem to wcale nie musi być prawdą, możemy sobie nie uświadamiać, że mamy w sobie inne cechy, które będą sprawiać, że w przyszłości będziemy fantastycznymi mężami, żonami, ojcami, matkami i że mamy naprawdę bardzo dużo do zaoferowania drugiej osobie. Już trochę o tym powiedzieliśmy, ale sądzę, że warto to rozwinąć: skąd się biorą te nasze wyobrażenia? Czy możemy coś zrobić, aby one nami nie rządziły? W każdy nowy związek wchodzimy ze schematami, jakie wynieśliśmy z domu rodzinnego, z poprzednich związków i innych swoich doświadczeń. Gdy pracuję z osobami, które mają problemy "związkowe", staram się im pomóc uświadomić, jaki schemat ich uwiera, co takiego doświadczyły we wcześniejszych związkach oraz przede wszystkim w relacjach z rodzicami, co ma przełożenie na ich obecną postawę. Dopóki w jakiś sposób nie zobaczymy siebie, swoich wyobrażeń, swoich oczekiwań i ich nie odstawimy, będziemy mieli trudność z tym, aby nawiązać kontakt z prawdziwą osobą, będziemy ciągle kręcić się w wymyślonym schemacie. Potrzeba więc indywidualnej pracy nad sobą, aby zrozumieć, kim jestem, z czym wchodzę w życie, co mnie ukształtowało. Czyli podsumowując, można powiedzieć, że zanim wejdziemy w relację z drugą osobą, powinniśmy najpierw popracować nad poznaniem siebie? Oczywiście, idealnie byłoby poznać i zrozumieć siebie, myślę jednak, że nie zawsze jest to w pełni możliwe. Nie chodzi też o to, byście obowiązkowo przed rozpoczęciem związku wybierali się na terapię do psychologa (śmiech). Chciałam Was jedynie zachęcić do tego, byście wchodząc w nowe relacje, byli ostrożni, mieli świadomość, że nasze wyobrażenia co do drugiej osoby nie muszą być prawdą, że ta druga osoba zawsze jest żywym człowiekiem ze swoimi wadami, problemami, ranami, a nie naszą wyidealizowaną projekcją. I co za tym idzie, byście się starali poznawać takimi, jakimi jesteście naprawdę, by decyzje o wchodzeniu na poważniejsze etapy związku (wyznanie miłości, narzeczeństwo, małżeństwo) były poprzedzane długimi, szczerymi rozmowami o swoim życiu, wyznawanych wartościach, wizjach małżeństwa i rodziny oraz wspólnym przejściem choć przez kilka trudnych sytuacji, które są momentem weryfikacji cech drugiej osoby. A jak już się dobrze poznacie, byście zadali sobie pytanie: czy jestem gotowy kochać tę realną osobę z wszystkimi jej zaletami i wadami?
Aby, wykupić dostęp do rozwiązania zadaniania o treści 'Kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do Odysei i \innych utworów literackich. ' przejdź tutaj.
Bardzo rzadko dzielę się uczuciową stroną swojej osobowości. Nie dlatego, że jej nie mam, ale ponieważ wolę pozostawić ją dla siebie. Dzisiaj jednak będzie trochę inaczej, bo uderzył mnie w twarz fenomen kłócących się publicznie par. Być może ma to jakiś związek z fazami księżyca, ale w tym tygodniu jest ich prawdziwy wysyp. To wspaniała wiadomość dla kogoś, kto lubi je nagrywać albo chociaż relacjonować później znajomym w iskrzącej się humorem opowieści. Jeśli ktoś chciałby przedstawić taką kłótnię w zabawny sposób, to koniecznie musi zwrócić uwagę na wszystkie padające zarzuty. A to ona jest za gruba, i tępa, a jej koleżanki mogłyby latać na miotłach. Z kolei on je jak świnia, ma złą pracę i nie wie, co to punktualność. Łączy ich natomiast to, że wszyscy są nieszczęśliwi. Nie chodzi o to, że oboje mają wady. Normalna rzecz. Ja mam, ty masz, Ryan Gosling ma i z bólem serca przyznaję, że Margot Robbie prawdopodobnie też. Dojrzałość nie polega tylko na większych skłonnościach do nabywania osteoporozy i słabszej przemianie materii. To również etap, na którym przestaje się myśleć, co powinno cechować „idealną kobietę” czy „idealnego mężczyznę”. Zamiast tego zaczyna się rozważać, jaka powinna być „idealna osoba DLA MNIE”. Rozumie się już wtedy, że związek może być udany bez względu na drobne wady pod warunkiem, że druga osoba ma KLUCZOWE dla nas cechy. Na przykład ja lubię, kiedy dziewczyna jest zaradna, bardzo dużo się uśmiecha i widzi we mnie półboga. Dla kogoś innego może się liczyć poczucie bezpieczeństwa, podobne cele, uwielbienie dla podróży, światopogląd. Ważny jest natomiast fakt, że kiedy to mają, inne cechy schodzą tam, gdzie ich miejsce – na drugi plan. Na plan, kiedy nie warto nawet o nich mówić. Obawiam się, że te kłócące się pary, nie osiągają tego poziomu. Zamiast znaleźć osobę, która ma najważniejsze dla nich cechy, łapią pierwszą żabę z brzegu. Następnie ględzą, marudzą i wrzeszczą, prosząc, by zamieniła się w księcia, księżniczkę albo modelkę Victoria’s Secret. Doprowadza to do patowej sytuacji. Albo próba zamienienia żaby w inne stworzenie się nie uda (co dotyczy zdecydowanej większości przypadków), albo zakończy się powodzeniem i wypominaniem, czego ta żaba nie porzuciła dla związku. Oznacza to konieczność słuchania utyskiwań w stylu: „Gdybym nie poświęciła się dla ciebie, to dziś byłabym żoną generała!”. Niestety najlepsze związki to te, dla których nie trzeba nic porzucać. Wiem, że to wygląda na łatwiejsze niż jest naprawdę, ale litości! Nie ma sensu zachowywać się tak, jakby było się skazanym na jakiegoś niedojrzałego faceta albo na puszczalską wiedźmę! Na świecie jest siedem miliardów ludzi. Połowa z nich to płeć przeciwna! Znalezienie kogoś, z kim życie nie będzie przypominało męczarni, nie należy nawet w jednej dziesiątej do tak pracochłonnych zajęć jak urządzanie sprzeczek pełnych niespełnionych oczekiwań. W tych warunkach naprawdę nie ma sensu rozpoczynać związku z kimkolwiek, tylko dlatego, że ciocia i babcia pytają, kiedy ślub i czy nie jest się przypadkiem homo. Nie ma sensu wiązać się z kimś, kogo w każdej sekundzie życia będzie się chciało poprawiać, motywować, zmieniać i ciągnąć do góry. A jeszcze bardziej nie ma sensu wymagać od innych takiego zmieniania się. Każdy ma prawo żyć tak, jak chce, a jeśli nie można za nikogo umrzeć, to nie ma się prawa mówić mu, jak żyć. Zdecydowanie lepiej znaleźć kogoś, kto już teraz żyje tak, jak my to cenimy. Dlatego nie szukaj popsutych ludzi, co do których masz nadzieję, że ich kiedyś naprawisz. Znajdź kogoś, z kim chcesz być za to, kim jest, a nie za to, kim mógłby lub mogłaby być. Innych ludzi kochamy tylko takimi, jacy są. W każdym innym przypadku kochamy tylko wyobrażenie, jakie chcemy o nich mieć.
Tym razem poproś drugą osobę, aby w trakcie rozmowy ciągle Ci przerywała, wtrącała swoje zdania, nie pozwalała Ci dokończyć Twoich wypowiedzi, Jak poprzednio zapisuj swoje odczucia. Możecie oczywiście zamienić się rolami. Na koniec porozmawiajcie o tym, jak się czuliście w trakcie rozmowy. Czy wszystko słyszysz?
Naucz się słuchać zamiast nieustannie mówić o swoich potrzebach Nie ma się co oszukiwać, większość osób woli mówić o sobie niż słuchać tego, co chce im przekazać druga osoba. Czasem warto jednak zagryźć zęby i wsłuchać się w słowa swojej partnerki, zamiast uznawać jej monolog za „bezsensowny bełkot”. Dlaczego? Ponieważ otwierając się na drugą stronę, można usłyszeć szereg istotnych informacji, które przedstawią ją w zupełnie nowym świetle. Mężczyzna, który jest w stanie wysłuchać i wspomóc swoją ukochaną, na pewno zyska w jej oczach, a ona odpłaci się tym samym. Dzięki szczerym i głębokim rozmowom związek może być dla obu osób oparciem. Tylko spokój, a nie szarpanina, może was uratować Foto: Shutterstock Nie ma na tym świecie osoby, z którą zgadzalibyśmy się co do joty. Nie jest to równoznaczne z przekrzykiwaniem się i darciem kotów. Nawet jeśli całkowicie nie zgadzacie się z tym, co mówi partnerka, to warto przyjąć jej racje na spokojnie. Nie oznacza to oczywiście, że należy ulegać. Wręcz przeciwnie. Najlepiej przedstawić swój punkt widzenia i poprosić o zrozumienie. Nawet jeśli na początku nie zadziała, to z czasem powinno zacząć się sprawdzać. Krzyk nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Doceniaj to, co robi dla ciebie kobieta Foto: Shutterstock Kobiety kochają komplementy, ale jeszcze bardziej cenią sobie codzienne pochwały albo słowa uznania względem ich osoby. Mężczyzna, który zachwyca się błyskotliwością swojej partnerki albo po prostu chwali jej obiad, na pewno sprawi jej przyjemność. Dzięki takiemu zachowaniu kobieta będzie czuła się też po prostu dowartościowana. Pozytywny wpływ na jej samopoczucie z pewnością przełoży się na związek. Nie wypominaj, skup się na teraźniejszości Foto: Shutterstock Zwykło się mówić, że to kobiety są mistrzyniami wypominania. O ile niektóre panie naprawdę potrafią wracać do jednej kwestii w nieskończoność, o tyle panowie często nie pozostają im dłużni. „Ty trzy lata temu wróciłaś do domu nad ranem, więc się nie czepiaj” – to tylko jeden z wielu tekstów, jakimi faceci częstują swoje kobiety. Warto się od tego powstrzymać i kierować się sprawdzoną zasadą: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Wzajemne wypominanie, dotyczy to oczywiście obydwojga partnerów, prowadzi do kłótni. Ta z kolei może zakończyć się naprawdę nieciekawie. I na pewno nie wniesie nic dobrego do związku. Pamiętaj o ważnych wydarzeniach dla waszego związku Foto: Shutterstock Rocznica, urodziny albo walentynki to tylko niektóre z okazji, które warto celebrować. Pokazując drugiej osobie, że o niej pamiętasz, dajesz wyrazem temu, że zarówno ona, jak i wasz związek, mają dla ciebie dużą wartość. Nie oznacza to jednocześnie, że za każdym razem należy wydawać fortunę na prezent dla kobiety. Czasem nawet lepiej zrobić dla niej coś samodzielnie. Warto przygotować kolację, gorącą i romantyczną kąpiel albo zorganizować pieszą wycieczkę w malownicze miejsce. Dzięki takiemu postępowaniu na pewno wywołacie uśmiech na twarzy ukochanej osoby, a dodatkowo będziecie mogli cieszyć się przyjemną atmosferą w związku. Bądź dla niej oparciem, a będziesz mógł na nią liczyć w każdej sytuacji Foto: Shutterstock Każda kobieta chce czuć się bezpiecznie przy swoim facecie. Ważne, by mężczyzna dawał swojej partnerce takie poczucie. O ile słowa i zapewnienia są niezwykle istotne, o tyle najważniejsze jest działanie. Przykładowo, kobieta, która boryka się z problemami w pracy, powinna zostać zapewniona przez swojego mężczyznę, że nic się nie stanie, jeśli powinie jej się noga. Takie zachowanie jest niezwykle pokrzepiające. Jeśli kobieta wie, że może liczyć na ukochanego, to na pewno także zrobi wszystko, co w jej mocy, by go wspierać. Należy pamiętać, że (najczęściej) wszystko działa w dwie strony. I najlepiej, jeśli są to po prostu dobre rzeczy.
. 152 14 166 263 348 31 354 186
kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej